[ Pobierz całość w formacie PDF ]

takim kątem, i\ miecz przeciwnika nie trafił go w głowę, a jedynie boleśnie ciął w ramię.
 Na Croma!  wykrzyknął Conan, jeszcze raz odskakując do tyłu.  Skąd wziąłeś to
ostrze?  Ruszył biegiem ku Bramie. Wyglądało na to, \e Rerin zakończył otwierający
Bramę obrzęd.
 Jak długo jeszcze?  wychrypiał.
 Parę chwil  powiedział Rerin.  Wypowiedziałem zaklęcia, ale potrzeba trochę
czasu, by zaczęły działać.
 Postaraj się pośpieszyć!  warknął Conan.  Jeszcze nie spotkałem istoty, która by
tak walczyła!
Strona 57
Maddox Roberts John - Conan mistrz
Aowca zaatakował ponownie i Conan pobiegł go odeprzeć. Cymmerianin wiedział, \e jego
przeciwnik nie jest człowiekiem i \e ucieczka byłaby rozsądniejsza od walki, lecz honor
nakazywał mu bronić królowej, póki miał dech w piersiach i krew w \yłach. Demon
nadje\d\ał, rozło\ywszy szeroko ramiona. W obu dłoniach trzymał dwa wielkie błyskające
miecze. Conan zatrzymał się i przygotował do obrony, zasłaniając się uniesionym do góry
ostrzem. Zamierzał rozwalić czaszkę konia.
Aowca znalazł się w odległości mniejszej ni\ dziesięć kroków, i nagle spomiędzy ślepi
wierzchowca wysunął się długi jak miecz i zębaty niczym piła stalowy róg, który zaczął
wirować, zamieniając się w rozmazaną plamę. Conan schylił się błyskawicznie, podniósł
cię\ki kamień i cisnął nim w jezdzca. Głaz trafił go między oczy. Wierzchowiec na chwilę
zmylił krok, a miecze Aowcy zakołysały się niepewnie. Gdy wirujący róg znalazł się na
szerokość dłoni od piersi Conana, ten przetoczył się w bok, zerwał się z powrotem na nogi i
potę\nie rąbał w bark jezdzca. Aowca zachwiał się, jednak ostrze barbarzyńcy jedynie lekko
wgięło jego pancerz. Cymmerianin jeszcze nigdy nie trafił na zbroję, która oparłaby się jego
ciosom zadawanym z całą siłą.
Gdy jezdziec mijał Conana, ten schwycił jego opończę i szarpnął, chcąc zrzucić go z
siodła. Trzasnęły zapinki płaszcza i Cymmerianin po raz pierwszy mógł przyjrzeć się, z czym
walczy. Gładki hełm łączył się z tułowiem szeregiem giętkich pierścieni. Podobne pierścienie
okrywały ramiona i ręce Aowcy. Szersze stalowe obręcze okalały jego tors i brzuch.
Skomplikowane złącze okrywało miejsce, gdzie ludzki kadłub przechodził w grzbiet
wierzchowca, równie\ całkowicie osłonięty płytami i obręczami ze stali. Był to nie człowiek i
zwierzę, ale jedno stworzenie. Jak dotąd ciosy Conana nie zadały mu \adnej rany.
Demon gotował się do kolejnego ataku, a Conan starał się wypatrzyć jakiekolwiek jego
słabe punkty. Wydawało się, \e w złącza zbroi Aowcy nie mo\na wepchnąć nawet igły,
jednak musiał być jakiś dostęp do jego wnętrzności. Jedynym nie osłoniętym miejscem były
szczeliny na oczy. Niewykluczone, \e nie było tam \adnych oczu, jednak stanowiły one cel
ataku rokujący większe szansę powodzenia ni\ cała reszta pokrytej stalą powłoki Aowcy.
Gdy Aowca ruszył ponownie w stronę Conana, Cymmerianin był gotów na jego spotkanie.
Wiedział ju\, z jaką szybkością porusza się jego wróg. Uskoczył w bok i uchylił się przed
zadanym z góry ciosem prawego miecza, po czym schwycił Aowcę w pasie i wskoczywszy na
grzbiet jego końskiej części, odrzucił miecz i wydobył sztylet.
Ju\ miał otoczyć ludzki kadłub ciaśniejszym uchwytem i wbić sztylet w szczelinę na oczy,
gdy z pleców potwora począł wysuwać się rząd trójkątnych ostrzy. Conan stoczył się po
końskim zadzie w ostatniej chwili, nim drugi rząd o wiele dłu\szych ostrzy pojawił się w
miejscu, w którym siedział. Cymmerianin schwycił porzucony miecz, zastanawiając się,
kiedy skończy się ten koszmar. Ogarniało go znienawidzone uczucie bezradności.
 Chodz! Brama się otwiera!  krzyknął Rerin.
Conan rzucił się w jej stronę. Wnętrze kamiennej bramy wypełniało rozmigotane,
wielobarwne kłębowisko światła. Alcuina ponaglała Conana, by biegł szybciej. Cymmerianin
nie śmiał odwrócić głowy choćby na chwilę, by stwierdzić, jaka odległość dzieli go od
Aowcy. Zbiegł z pagórka i przepchnął Alcuinę i Rerina przez Bramę, po czym odwrócił się,
by stawić czoło przeciwnikowi. Nie zamierzał dać mu szansy zaatakowania towarzyszy od
tyłu.
Aowca gnał ku Conanowi z największą mo\liwą szybkością, jednak Cymmerianin zdą\ył
cofnąć się w głąb Bramy. W pierwszej chwili poczuł zawrót głowy i stracił orientację, gdzie
jest, jednak ju\ w następnej zrobiło się mu zimno i spostrzegł, \e stoi po kolana w śniegu.
Lodowate powietrze było cudownie rzadkie. Nie przestał cofać się od Bramy. Zorientował
się, \e otacza go wielu ludzi. Zaryzykował szybki rzut oka wokół siebie i ujrzał, \e znajduje
się na polu Głazów Gigantów w towarzystwie wojowników Alcuiny, których coraz więcej
zdą\ało od strony dworu.
 Cofnijcie się!  krzyknął.  Cofnijcie się od Bramy!
Aowca wypadł na zaśnie\one pole. Rozległ się zbiorowy krzyk grozy. Zdezorientowany
przybysz na chwilę znieruchomiał. Powoli pokręcił głową, wypatrując w tłumie swej ofiary.
Zdesperowany Conan równie\ rozejrzał się na wszystkie strony, a\ dostrzegł broń, o którą mu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pomorskie.pev.pl
  • Archiwum

    Home
    27. Roberts Nora Niebezpieczna miłość 01 Magiczna chwila
    Wojownik Trzech Światów 04 Strażnicy Kościuszko Robert
    Roberts Alison Medical Duo 493 Zatępcza matka
    Miloš Jesenský & Robert Leśniakiewicz Tajemnica księżycowej jaskini
    Roberts Nora Local Hero Jak dobrze mieć sąsiada
    Kościuszko Robert Wojownik Trzech Czasów 1 Elezar
    Nora Roberts Klucze (3) Klucz odwagi
    Heinlein, Robert A Historia del Futuro III
    Ann Roberts Brilliant [Bella] (pdf)
    Haasler Robert Zbrodnie w imieniu Chrystusa
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl