[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Będę w warsztacie, gdybyście mnie potrzebowały.
Angelina podniosła na niego swoje błękitne, niewinne oczy.
- Po obiedzie chciałbym ci coś pokazać.
Usiadł na stołku i położył narzędzia Poppy na ławce naprzeciwko. Drewno było
twarde. Miał przed sobą piekielnie trudne zadanie. Ale wiedział, że to jest tam ukryte i
zamierzał to wydobyć.
- Masz coś przeciw temu, że się przyłączę? - spytał Dominic, wchodząc do pokoju
balowego, w którym Angie siedziała przed francuskim oknem w bujanym fotelu. Obok
niej leżała cała sterta książek, a jedną otwartą trzymała na kolanach. - Dlaczego siedzisz
właśnie tu?
- Lubię tę salę - oznajmiła, wkładając do książki zakładkę i zamykając ją. Zaprosiła
go gestem, aby usiadł obok niej. - Widzę stąd morze, a jednocześnie Sven mi nie prze-
szkadza.
- Sven? - Spojrzał na nią pytająco.
- Chłopiec od basenu. To taka moja fantazja - roześmiała się, a jemu ten śmiech
bardzo się spodobał.
Spojrzał na książkę, którą czytała i na inne leżące na podłodze.
- To wszystko książki dotyczące porodu - stwierdził, marszcząc brwi.
- Ciekawe dlaczego? - zadrwiła, wciąż się do niego uśmiechając.
- Naprawdę ich potrzebujesz?
- Dominicu, jakbyś nie wiedział, mam urodzić dziecko.
- Jasne, ale... Nie sądziłem, że... Myślałem, że go nie chcesz, jeśli rozumiesz, co mi
chodzi.
Angelina potrząsnęła głową.
- Chyba cię nie rozumiem. Chcę po prostu być przygotowana na to, co mnie czeka.
R
L
T
Dominic odsunął krzesło i usiadł. Odłożył na bok paczkę, którą ze sobą przyniósł, i
przejechał dłonią po włosach.
- Ale po co masz przez to wszystko przechodzić? Po co cierpieć i narażać się na ta-
ki ból?
- A jak inaczej mam wydać to dziecko na świat?
- Nie wolałabyś mieć cięcia cesarskiego?
- A twoim zdaniem po cięciu się nie cierpi?
- To jednak znacznie łagodniejsza opcja.
Carla nie wyobrażała sobie urodzenia dziecka inaczej jak przez cięcie cesarskie.
Zaplanowała już, że zatrudni po porodzie chirurga plastycznego i osobistego trenera, któ-
rzy pomogą jej wrócić do dawnej formy. On niczemu się nie sprzeciwiał, choć nie do
końca ją rozumiał.
- Przecież to nawet nie jest twoje dziecko.
Spojrzała na morze, na błyszczące w słońcu krople wody. Rzeczywiście, to nie by-
ło jej dziecko. Nigdy do niej nie należało. Jednak im bardziej zmieniało się jej ciało, im
dłużej nosiła w sobie to inne życie, tym bardziej żałowała, że nie jest inaczej.
- Wiem o tym - powiedziała z westchnieniem. - Może porozmawiamy o tym z leka-
rzem? Nie chciałabym ponosić zbędnego ryzyka, niezależnie od tego, czyje to dziecko.
Okej?
Wiedział, że sprawił jej przykrość, ale nie rozumiał dlaczego. Sądził, że uzna to za
przejaw troski. Nie spodziewał się, że zechce rodzić jego dziecko siłami natury.
- Przyszedłeś w jakimś konkretnym celu?
- Och. - Sięgnął po leżącą obok niego paczkę. - Byłem dzisiaj w księgarni. Chcia-
łem kupić coś, co mógłbym poczytać dziecku. %7łeby przyzwyczajało się do mojego głosu.
Mówią, że dziecko słyszy już, gdy ma kilka miesięcy. Zważywszy na to, że ty odej-
dziesz, myślę, że powinienem robić coś, co jakoś je do mnie przyzwyczai.
Boże, czy musi jej o tym przypominać każdym słowem? Miał rację.
- To świetny pomysł. Co kupiłeś?
R
L
T
Pokazał jej zakupione książki. Większość z nich to klasyka literatury dziecięcej.
Zatrzymała się przy Czarach babci Poss. W dzieciństwie to była jej ulubiona książka.
Matka czytała ją przed zaśnięciem.
- Zacznij od tej.
Sprawiał wrażenie niezdecydowanego, jakby zastanawiał się, czy jego pomysł jest
dobry. Angie wyjrzała przez okno, żeby go nie peszyć, i czekała w milczeniu, aż zacznie.
- Dawno, dawno temu - usłyszała i uśmiechnęła się.
Znała tę historię na pamięć. Uwielbiała opowieść o babci Poss, Hushu i magicz-
nym krzewie, który sprawił, że Hush stawał się niewidzialny. Uwielbiała, kiedy matka
czytała jej tę bajkę przed zaśnięciem, a teraz, kiedy słyszała, jak czyta ją Dominic, podo-
bała jej się jeszcze bardziej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]