[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozpierała go absurdalna duma z unieruchomienia dwa razy mniejszej od siebie dziewczyny.
Uznałam jednak, że zachowam to spostrzeżenie dla siebie. Wypuścił głośno powietrze z płuc i
odrzucił na bok błoto. Spoglądał na mnie takim wzrokiem, jakby nie wiedział, co ma teraz ze
mną począć.
Niezła z ciebie bestyjka odezwał się, w końcu uwalniając mnie od swojego ciała.
Gdybym ci pozwolił, naprawdę zrobiłabyś mi krzywdę.
Gdy się podnosił, jego tenisówki z kląśnięciem zapadły się w grząski grunt. Wyciągnął do
mnie rękę, lecz spojrzałam na nią nieufnie.
Rozejm? spytał.
Może być i rozejm odparłam, chwytając jego dłoń.
Dzwignął mnie w górę i już po chwili brnęliśmy przez trzęsawisko w kierunku parkingu.
James chwycił mnie nawet pod rękę, a ja nie zaprotestowałam.
Ależ jesteś brudna stwierdził ze zdziwieniem, gdy przystanęliśmy przy jego
samochodzie, jakby dopiero teraz to do niego dotarło. Chyba najlepiej będzie, jeśli odwiozę cię
do domu.
Przecież nie możemy jechać w tak uświnionych ubraniach zauważyłam, przystając przed
drzwiami od strony pasażera.
Gdyby to był mój samochód, kazałbym ci jechać nago stwierdził, uśmiechając się do
swoich myśli. Ale należy do mojego taty, więc może się trochę ubrudzić, nie ma to dla mnie
żadnego znaczenia. Wskakuj.
Postanowiłam zdjąć przynajmniej rozpinany sweter. Pod spodem miałam tylko ubłoconą
koszulkę bez rękawów. James natomiast ściągnął uwalaną w błocie koszulę i zasiadł za
kierownicą z odkrytym torsem. Musiałam się powstrzymywać, by na niego nie zerkać. Kiedy w
końcu nasze spojrzenia się spotkały, oboje w tym samym momencie wybuchliśmy śmiechem.
Może zanim pojadę do domu, spryskałabyś mnie wodą z węża ogrodowego?
zaproponował James, uruchamiając silnik.
Jak psa?
Możesz nawet podrapać mnie po brzuchu, jeśli masz ochotę.
Ohyda! jęknęłam.
* * *
Wjechaliśmy na mój podjazd akurat w momencie, gdy rodzice wysiadali ze swojego auta.
Zupełnie wyleciało mi z głowy, że tego dnia mieli spotkanie swojej grupy wsparcia i wcześniej
wracali do domu. James zahamował przy krawężniku i stwierdził wesoło:
Całe szczęście, że jednak nie zdecydowałaś się jechać na golasa.
Obawiam się, że niewiele mi to pomoże odparłam, studiując w lusterku swą
wysmarowaną błotem twarz, po czym rzuciłam mu niechętne spojrzenie. Masz na mnie zgubny
wpływ.
Oby stwierdził, uśmiechając się szeroko.
Coś mi się wydaje, że mógłbyś się poczuć dziwacznie, stojąc w strumieniu z węża
ogrodowego pod okiem moich rodziców. Choć z drugiej strony sprawiasz wrażenie
ekshibicjonisty.
Ależ ja jestem ekshibicjonistą. Trudno, umyję się w domu.
Wysiadłam, jednak nim zamknęłam za sobą drzwi, usłyszałam jeszcze dzwięk swojego
imienia dobiegajÄ…cy z samochodu.
No co? spytałam, nie mogąc ukryć uśmiechu.
To był fajny dzień powiedział James. Dzięki.
Przyznałam mu rację. Następnie zamknęłam drzwi i patrzyłam, jak odjeżdża. Niemal
żałowałam, że nie zostałam w samochodzie. Siedzenie w towarzystwie Jamesa było& miłe. Choć
równocześnie nieco dziwne.
Sloane? doleciało do mnie wołanie matki, w jej głosie wyczułam napięcie.
Kiedy odwróciłam się do rodziców, mieli tak zaskoczone miny, że niemal się roześmiałam.
Przepraszam powiedziałam, choć w moim tonie nie było wcale skruchy. Poślizgnęłam
się i przewróciłam w błoto. James odwiózł mnie do domu.
James? upewniła się matka, posyłając zatroskane spojrzenie ojcu. Ten widok sprawił, że
zastygłam zdumiona.
O co chodzi?
Nic, tylko& urwała na chwilę, wyraznie bijąc się z myślami. Sloane, niedawno
wróciłaś z leczenia. Jeszcze nie czas, byś umawiała się na randki.
Ależ to nie była żadna randka! zaręczyłam.
Matka odetchnęła z ulgą.
To dobrze. Po prostu nie chcemy, żeby coś ci się stało, kochanie.
Jej głos nadal był dziwnie napięty. Postanowiłam się jednak na to nie zżymać. Bez słowa
ruszyłam do domu zmyć pokrywające mnie błoto. Nie chciałam, by kłótnie z rodzicami zepsuły
mój pierwszy naprawdę udany dzień. A przynajmniej pierwszy taki, odkąd sięgałam pamięcią.
ROZDZIAA SIÓDMY
[ Pobierz całość w formacie PDF ]