[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Do czego? - Sydney aż podskoczyła. - Co pani sugeruje?
- Proszę się uspokoić. Chodzi mi tylko o informację.
- Nie zdradzę poufnych spraw Cain Enterprises.
- Moja droga, tego nie oczekuję. O Cain Enterprises wiem wszystko w szczegó-
łach. W biznesie nie ma dla mnie przeszkód i tajemnic. Chciałabym się czegoś dowie-
dzieć o obu chłopcach. Chodzi mi o osobiste sprawy.
- I myśli pani, że mnie pociągnie za język? - Sharlene chyba oszalała, jeśli oczeku-
je, że z niej cokolwiek wyciągnie. Jest wariatką, ale piekielnie cwaną wariatką. Trzeba
się mieć na baczności.
L R
T
- Proszę się uspokoić - rzekła łagodnym tonem tamta. - Znałam ich, gdy byli ma-
łymi chłopcami. Przywiązałam się do nich. Nic dziwnego, że mam do nich osobistą sła-
bość. Jestem ciekawa, jak im się układa w życiu prywatnym. Czy są szczęśliwi? Mają
stałe partnerki? Czy robią w życiu to, na czym im naprawdę zależy?
Sydney nie znała odpowiedzi na te pytania. Bo czy Griffin jest szczęśliwy? Czy re-
alizuje swe pragnienia?
- Kto może powiedzieć o sobie, że robi to, na czym mu naprawdę zależy - wes-
tchnęła Sydney.
- Szkoda, że Griffin utknął w Cain Enterprises. Przecież chciałby robić coś innego -
dodała Sharlene.
- A pani pewnie wie co. - Sydney nie ukrywała powątpiewania.
- Nie do końca, moja miła, nie do końca. Oczywiście, wpłacam pieniądze na ich
konto i nawet dostaję co miesiąc biuletyn informacyjny, ale staram się pozostać w cieniu,
żeby nikt nie zaczął zadawać pytań. Sądzę tylko, że Cain Enterprises zabiera mu za dużo
czasu, żeby mógł podróżować do Afryki tak często, jak tego wymaga jego misja.
- Słucham? - Może jest zmęczona, ale nic z przemowy Sharlene nie ma sensu. -
Biuletyn? Afryka?
- Mówię o Hope20.
- Słucham? - powtórzyła Sydney.
- Hope20 - powtórzyła Sharlene wolniej. - Organizacja charytatywna, którą Griffin
prowadzi.
L R
T
ROZDZIAA DWUNASTY
- Co robi?!
- Pani nic nie wie? - Sharlene cofnęła się.
Jej zdziwienie było równie oczywiste co szok Sydney.
- O czym? %7łe w wolnym czasie zajmuje się organizowaniem pomocy dla Afryki?
Nie, o tym drobiazgu nigdy nie wspomniał. - Głos Sydney nabrał histerycznych tonów. -
Przepraszam. Czy mogłybyśmy zacząć od początku? Czuję się zagubiona.
- Ależ oczywiście. - Sharlene wstała i zaczęła przetrząsać szufladę biurka. - Parę lat
temu, a może jeszcze dawniej, Griffin zaczął pracować dla fundacji Hope20, której celem
jest zapewnienie ludności w najbiedniejszych krajach Trzeciego Zwiata dostępu do wo-
dy. Organizują poszukiwania geologiczne, wiercenie studni głębinowych i umożliwiają
finansowanie projektów.
- I Griffin osobiście się tym zajmuje? - jęknęła słabo Sydney.
Sharlene spojrzała na nią z niepokojem.
- Moja droga, widzę, że jest to dla pani szokiem.
- Nie miałam o niczym pojęcia.
- W ich strukturze jest bardzo ważną personą - wyjaśniła Sharlene, podając Sydney
znalezioną w szufladzie broszurkę. - Jest jednym z głównych donatorów i zasiada w za-
rządzie fundacji.
- Organizacji charytatywnej.
- Tak.
- Pomocy dla Afryki.
- Zgadza się.
- Zgłosił się do pani z prośbą o wsparcie?
- Ależ skąd - roześmiała się Sharlene. - O ile wiem, trzyma w sekrecie swoje zaan-
gażowanie. Podejrzewam, że nikt z rodziny nie ma o tym pojęcia. Z pewnością nikt w
firmie. Zakładałam, że jako bliska współpracownica musi pani być wyjątkiem, ale może
pomyliłam się co do natury pani związku z Griffinem. Przepraszam.
L R
T
Sydney przygryzła wargi. Nie zamierzała niczego potwierdzać ani niczemu zaprze-
czać.
- A skąd pani wie? - Jeśli wierzyć Griffinowi, nie widzieli się od lat.
- Przez przypadek. Jakiś czas temu jadłam lunch z jedną z moich dawnych znajo-
mych z Cain Enterprises. Dosiadła się do nas Marion, sekretarka Griffina, i użalała się,
że nie sposób prowadzić jego grafiku, bo znika gdzieś na całe dnie, częściej się obija, niż
pracuje, i nigdy nie wiadomo, gdzie jest. To zupełnie nie pasowało do chłopca, którego
znałam. Zrobiłam prywatne dochodzenie.
Sydney słyszała wcześniej podobne skargi na Griffina. Miał reputację osoby, która
nie lubi się przemęczać. Ona też do niedawna tak uważała.
- Dochodzenie? - powtórzyła.
- Nie jestem z siebie dumna. - Sharlene westchnęła. - Powinnam mieć od początku
więcej wiary w Griffina. Wyrósł z niego wyjątkowy człowiek, szlachetny i zmoty-
wowany. Powęszyłam trochę i odkryłam prawdę. Wstyd mi, że kiedykolwiek w niego
wątpiłam.
Sharlene mówi o wstydzie? Sydney miała ochotę zapaść się pod ziemię. Przez cały
czas wierzyła, że Griffin jest gogusiem i bawidamkiem. Uprawiała z nim seks, ale wcale
nie starała się go poznać.
Wzięła broszurkę z logo Hope20, gdzie dwójka napisana była trochę niżej, tak jak
się to robi we wzorze chemicznym wody. Dalej było zdjęcie czarnej dziewczyny niosącej
na głowie dzban i zdanie: Kobiety w Afryce poświęcają dziennie dwieście milionów
godzin na noszenie wody".
Czy to możliwe, że mężczyzna, którego uważała za playboya, jest zaangażowany
w tak szlachetną działalność, a ona nic nie zauważyła? Wyobrażała go sobie z kie-
liszkiem martini i w smokingu, gdy tymczasem kopał studnie w Afryce. Uważnie przej-
rzała broszurkę, szukając jakiejkolwiek wzmianki o Cain Enterprises lub Griffinie. Roz-
poznała go na zdjęciu, na którym przecinał wstęgę w tłumie lokalnej ludności, ale tam
też nie było nazwiska.
- Dlaczego się z tym ukrywa?
- A dlaczego ludzie mają tajemnice? - Sharlene pokiwała głową. - Wstydzi się.
L R
T
- Przecież nie jest narkomanem ani defraudantem. Pomaga tysiącom ludzi!
- Dla ciebie i dla mnie dobroczynność jest dowodem szlachetnego serca, dla Ca-
inów tego świata jest oznaką słabości. Caro i Hollister starali się wyplenić te odruchy u
synów. Griffin zawsze był bardziej wrażliwy niż Dalton. Po koniec lat osiemdziesiątych
w niektórych krajach Afryki panował straszliwy głód. Griffin zebrał się na odwagę i za-
czął przekonywać ojca, że mogliby przekazać majątek na pomoc humanitarną. Hollister
zamknął drzwi do gabinetu, ale i tak słychać było jego wrzaski. Dzieciak wyszedł stam-
tąd cały we łzach. A Caro następnego dnia zwolniła nianię.
- To okropne.
- Od tej pory chłopiec zamknął się w sobie i nie opowiadał rodzicom o swoich po-
mysłach.
Pod koniec lat osiemdziesiątych Griffin miał sześć czy siedem lat. No, może
osiem. Wcześnie wybijano mu z głowy empatię.
- Dlaczego mi pani to pokazała? - Podniosła broszurkę. - Czego pani po mnie
oczekuje?
- To raczej oczywiste.
- Nie dla mnie. Albo ma pani ukryty powód, albo zadała sobie dużo trudu z czystej
ciekawości.
- Kiedy byłam z Hollisterem, traktowałam jego synów jak własne dzieci. Z dnia na
dzień odciął mnie od nich, uniemożliwił jakikolwiek kontakt. Starałam się śledzić, co się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]