[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No pewnie, że czytałaś. To na pewno najważniejszy
pośród książąt Wielkiej Brytanii. Ustępują mu godnością tylko
członkowie rodziny królewskiej. Jest marszałkiem dworu.
- W takim razie musiałam o nim słyszeć - powiedziała. -
A raczej powinnam była - i nagle oczy jej się rozszerzyły z
przerażenia. - Piotrze, nie myślisz chyba, że on cię zna?!
- Dla Ilkestona jestem powietrzem - uspokoił ją Piotr.
Zejdzmy na dół na kolację, opowiem ci o nim.
Znalezli stołówkę dla służby, która choć nie mogła się
równać z główną jadalnią, była całkiem wygodna. Większość
jedzących skupiła się wokół dużego wspólnego stołu. Lecz
służba księcia, z powodu różnicy rangi, jadła przy osobnych
stolikach.
Pan Hartley zdążył już przedstawić wszystkim Piotra jako
nowego podwładnego Jego Wysokości. Teraz z kolei Jolanta
zapoznała się z pierwszym, drugim i trzecim woznicą księcia
oraz trzema dżokejami, do których Piotr dołączyć miał jako
czwarty. Pomyślała, że ludzie ci, uważając ich oboje za
Francuzów, nie będą zbyt rozmowni.
- Będziemy musieli od czasu do czasu rozmawiać z nimi
po angielsku - zauważyła Jolanta, gdy usiedli przy osobnym
stoliku w rogu sali. - Ale rozsądnie będzie udawać, że mamy
francuski akcent.
- Już to wypróbowałem - przytaknął Piotr. - Wyjaśniłem
im też, że byliśmy w Anglii przez wiele lat i dlatego mówimy
tak dobrze po angielsku. Właściwie okazali się całkiem mili, a
nawet postawili mi kolejkę.
To przyjacielskie traktowanie, myślała Jolanta, wprawiło
Piotra w o wiele lepszy humor niż mogła się tego spodziewać.
Teraz brat bardziej już przypominał siebie.
- Jego Wysokość podróżuje z wielką pompą - zauważyła.
- Ma jeszcze większą świtę. Pan Hartley powiedział mi,
że jego ekonom i sekretarz pojechali przodem, by dopilnować
w Paryżu przygotowań do jego przyjazdu. No i jest jeszcze
lokaj.
- Widziałam go.
- Drugi lokaj, jak się dowiedziałem, został na jachcie -
ciągnął Piotr. - A gdy przybędziemy do Paryża, zastaniemy
dom pełen francuskiej służby.
- Będziesz mi musiał wyłożyć ich obowiązki. - Znam
tylko Gibsonów i może będę się tam zle czuła.
- To ty nas w to wpakowałaś!
- Ależ, pomyśl, ile mieliśmy szczęścia! Dotarcie do
Paryża nie będzie nas kosztowało ani grosza, podobnie jak
jedzenie. A kiedy tam już będziemy, może uda się znalezć
jakichś Latourów, którzy powitają nas z otwartymi ramionami.
- Obyś się nie myliła - westchnął Piotr. - Przyznaję, że
byłaś bardzo sprytna znajdując dla nas tę pracę.
Jolanta uśmiechnęła się i w tej chwili zauważyła wzrok
trzech dżokejów, przyglądających się jej z niekłamanym
zachwytem. Wyraz ich twarzy nie uszedł uwagi Piotra.
- Pamiętaj o naszej roli - powiedział cicho. - Dopiero co
się pobraliśmy i szalejemy za sobą. Nie interesują cię inni
faceci.
- Oczywiście, że nie.
Ton wypowiedzi Piotra oraz sposób, w jaki tamci trzej na
nią patrzyli sprawiły, że Jolanta spytała niepewnie:
- Chyba nie myślisz, że oni...
- Myślę, że musimy uważać - powiedział Piotr. - Jesteś za
ładna do takiej roboty, w tym sęk!
- Nie powiedziałabym, po tym jak poznałam
mademoiselle Dupre.
- Na nią nikt się nie odważy nawet spojrzeć, gdy jest w
towarzystwie księcia - zauważył Piotr. - Poza tym wszystkim,
to również świetny strzelec.
Jolanta wydała cichy okrzyk przerażenia, przypomniawszy
sobie, dlaczego się tu znalezli.
- Czy wiesz, ile nam będą płacić? - spytała, zatroskana o
ich przyszłość.
- Nie, ale sądzę, że niewiele - odparł Piotr. - Kiedy
pomyślę o tych świniach, co mnie obrabowały na statku, mam
ochotę kogoś zbić!
- Proszę cię, Piotrze, nie możesz mieć kłopotów. Francuzi
odesłaliby cię zaraz do Anglii, a tam czeka cię więzienie.
Piotr westchnął i Jolanta wiedziała, że myślał już o tym
wcześniej. Nie chciała jednak, by ich pierwszy wspólny
posiłek na ziemi francuskiej przebiegał w ponurym nastroju.
Usiłowała więc rozbawić brata opowiadaniem o
kosztownościach aktorki.
- Zastanawiam się - dodała na koniec - o czym ona i
książę rozmawiają podczas obiadu. Chciałabym zamienić się
w muchę i podsłuchać ich.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]