[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wygodniej ci będzie w łóżku.
- Która godzina?
- Dochodzi pierwsza. Też się zdrzemnąłem. No chodz, zaniosę
cię na górę i wracam do siebie, bo inaczej nigdy stąd nie wyjdę. -
Uniósł ją delikatnie z kanapy.
- Ogień... - przypomniała sobie. - Trzeba zgasić.
- Już dawno zgasł - odparł, pokonując dwa stopnie naraz.
- Zwiatła w moim gabinecie. Chyba się wciąż palą.
- Sprawdzę przed wyjściem.
114
RS
Drzwi do sypialni były otwarte. Doug wszedł do pokoju, nie
naciskając pstryczka. Wystarczyło mu światło padające z holu.
Uwolniwszy jedną rękę, odrzucił na bok kołdrę i ułożył Sashę na
prześcieradle. Wiedział, że powinien pocałować ją na dobranoc i
wyjść, ale nie potrafił. Zamiast tego zaczął ją rozbierać. Najpierw
sweter, potem bluzka. Na widok piersi okrytych koronką i jedwabiem
ręce mu zadrżały. Nie zwracając na to uwagi, zdjął Sashy tenisówki,
potem rozpiął dżinsy. Leżała w bieliznie i wpatrywała się w jego
twarz. Nic nie mówiła, po prostu patrzyła wyczekująco.
Tłumaczył sobie, że powinien wyjść, póki jeszcze nad sobą
panuje, ale jej ciało przyciągało go jak magnes.
Stał w nogach łóżka, powtarzając szeptem jej imię. Nagle nie
wytrzymał i pogładził jej stopy, a potem, pochyliwszy się, wolno
przesuwał ręce coraz wyżej, wzdłuż jej ud, bioder, talii. W końcu,
opierając się na łokciach, delikatnie pocałował ją w usta.
Chciał zedrzeć z niej resztki ubrania, poczuć jej skórę. Pragnął ją
posiąść, fizycznie i psychicznie. Przerażało go własne pożądanie i
wiedział, że Sashę również wystraszy. Dlatego starał się powściągnąć
popęd, ograniczyć się do samych pieszczot i pocałunków.
Była szczęśliwa. Uwielbiała dotyk jego warg. Powoli, jakby w
obawie, że za moment się przebudzi, uniosła ręce i objęła Douga za
szyję. Czuła, jak przenika go dreszcz. Wprost nie mogła uwierzyć, że
tak bardzo podnieca go jej bliskość. Ale jej ciało też reagowało na
jego bliskość...
Pragnęła go.
115
RS
- Zciągnij sweter, Doug. Proszę. Chcę cię czuć, dotykać.
Wszędzie.
Czy to naprawdę był jej głos? Za taką bezwstydność i wyuzdanie
Sam na pewno by ją ukarał, ale
Sama nigdy nie chciała dotykać w ten sposób. Na moment
zastygła bez ruchu, bojąc się, co Doug uczyni. Przysiadłszy na
piętach, ściągnął przez głowę sweter.
- Ja też tego chcę - powiedział.
Przestała się bać. Wyciągnęła rękę i zaczęła rozpinać mu
koszulę. Palce jej drżały.
Wreszcie! Wreszcie ma przed oczami nagi tors. Nawet w
półmroku widziała, jak doskonale jest ukształtowany. Umięśnione
ramiona, twardy brzuch, owłosiona klatka piersiowa. Przysunąwszy
się bliżej, Doug uwięził Sashę między udami. Szepcząc jej imię,
całował ją i pieścił tak, jakby również się bał - tego, że mu nagle
zniknie, że rozpłynie się, że wszystko okaże się snem.
Czuła straszliwe napięcie. Sądziła, że kontakt z jego gołą skórą
ją zadowoli, ale spowodował w niej jeszcze większe pragnienie. Przez
moment zastanawiała się, czy przypadkiem nie jest erotomanką.
Chyba jednak nie... Od czasu rozwodu z Samem paru mężczyzn
próbowało ją uwieść, lecz ich umizgi raczej ją śmieszyły, niż
podniecały. Geoff Briggs wielokrotnie dawał jej do zrozumienia, że
mu się podoba. I co? I nic. Tylko Doug obudził w niej pragnienie.
Wyprostowawszy się, popatrzyła mu prosto w oczy. Oddychała
ciężko, krew dudniła w skroniach. Doug powoli zsunął jej z ramion
116
koszulę. Dotąd w łóżku doświadczała jedynie szorstkości,brutalnego
zachowania. Delikatność była dla niej czymś nowym i ekscytującym.
Po koszuli przyszła kolej na stanik. Doug zachłysnął się
powietrzem. Już wcześniej widział jej piersi, ale nie mógł
powstrzymać okrzyku zachwytu. Były duże, jędrne, o twardych
brodawkach. Przytulił Sashę do siebie i jęknął cicho, gdy ich nagie
ciała się zetknęły.
Zamknął z rozkoszą oczy. Czy kiedykolwiek tak powoli,
stopniowo poznawał kobietę? Chyba nie. Zwykle myślał tylko o
jednym: o jak najszybszym zaspokojeniu chuci. Ale ten brak
pośpiechu był rozkoszną torturą.
Opadli na materac. Całował jej skórę, a ona wyginała plecy w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]