[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z mocno bij cym sercem z apa a z wieszaka przy drzwiach jasnozielon kurtk i
wybieg a, nawet nie spogl daj c na Brandta.
- Pa, Kel - zawo a za ni Susan. Potem odwróci a si i spostrzeg a Madisona.
Reakcja by a natychmiastowa, jak z najg upszego serialu telewizyjnego: zrobi a wielkie oczy.
Os upia a.
- Brandt Madison. - Wyci gn do nich r na powitanie. Tylko Peter u cisn j .
Susan sta a jak s up soli, nie odrywaj c od niego wzroku.
- Utkn em tu dzi na noc - rozpocz konwersacj . - Kelly tak si spieszy o, e mnie
nie przedstawi a.
- Susan Lippert. Czy... czy spa tutaj? - zapiszcza a - z Kelly?
Brandta bawi o jej niedowierzanie.
- Uhm.
- Cholera! - Susan opad a na sof . - Kawaler Miesi ca znów atakuje. I to Kelly!
Gdybym sama ci tu nie widzia a, nigdy bym w to nie uwierzy a.
- Dlaczego nie? - zapyta z zaciekawieniem. Powinien ju pój , ale usiad ko o Susan.
Ch dowiedzenia si czegokolwiek o tajemniczej Kelly Malloy okaza a si zbyt silna. - Ty
tak e - hmm - ugrz wczoraj, i to nie sama.
Susan natychmiast spojrza a na Petera.
- Zgadza si , ale Kelly sp dzaj ca noc z m czyzn ... - Wzruszy a ramionami z
zak opotaniem. - B dziemy je niadanie. Jad ju , czy zjesz z nami?
- Nie, nie jad em, i owszem, ch tnie si do was przy cz , wsta i u miechn si . -
Kelly... zapomnia a zaproponowa mi co do zjedzenia. To niedopatrzenie wiadczy o
wyra nie o tym, e chcia a si go jak najszybciej pozby .
Susan potrz sn a g ow .
- Có , musisz by wyrozumia y. Kelly nie jest przyzwyczajona do nocnych go ci.
Prawd powiedziawszy, jeste pierwszym, jakiego tu widz , od kiedy wprowadzi am si tu
trzy lata temu.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Czy cz sto si ... umawia? - zapyta od niechcenia.
- Mo na tak powiedzie , ale zawsze pami ta, by absztyfikantów zostawia po tamtej
strome drzwi - odpar a uszczypliwie. Mo e i przed tob powinna by a je zamkn ? Jest moja
dobr przyjació i nie chcia bym dowiedzie si , e kto j zrani .
- Hej, Susan, kto pstryka te zdj cia? - zapyta Peter przygl daj c si kolekcji
dziwacznie oprawionych fotografii.
- Ja - odpar a Susan z dum . - Mówi am ci wczoraj, e interesuj si fotografi . Nie
wierzy mi.
Peter u miechn si .
- S dzi em, e to tylko haczyk. eby mnie z owi , wiesz?
- Gdyby tu by a Kelly, nazwa aby ci pró nym, zapatrzonym w siebie wilkiem -
za mia si Brandt - albo egocentrycznym, egomaniakalnym, nienasyconym i niezaspokojo-
nym insektem. Mi dzy innymi.
- Ho, ho, zdaje si , e by o tutaj gor co - zastanawia a si g no Susan. - Spa w
pokoju Kelly czy moim?
- Pierwsza odpowied si liczy.
- W moim, to jasne. Powinnam wiedzie od razu.
- Kim s ci ludzie na fotografiach, Susan? - dopytywa si Peter, wyra nie staraj c si
zwróci na siebie jej uwag .
- To moja rodzinka. Ca kiem du a. Wszyscy z wyj tkiem tej, malej, ubranej na
niebiesko czarnej dziewczynki. To Cindy. M odsza Siostrzyczka Kelly.
- Ma czarn siostr ? - Brandt wzi fotografi i przyjrza si jej uwa nie. Ma a, mo e
dziewi cioletnia Murzynka u miecha a si do niego.
- M odsza Siostrzyczka. Z du ej litery - poprawi a go Susan. - Kelly wyst puje jako
Starsza Siostra. Ka sobot od dziesi tej do trzeciej sp dza z Cindy. Trwa to ju od dwóch
lat. Bardzo udany zwi zek.
Podziwia j za to, e po wi ca a swój czas upo ledzonemu dziecku. Kelly Malloy
by a nie tylko pi kna. Uczucia, jakie w nim wzbudza a, wykracza y zdecydowanie poza po-
ziom hormonalny.
- Gdzie s jakie fotografie Kelly? - zapyta Susan. Chcia si dowiedzie o niej
czego wi cej.
Spojrza a na niego zdziwiona.
- Kelly ci nie mówi a? Nie ma adnej rodziny. Wychowywa a si w kilku domach
zast pczych.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
By poruszony.
- Nie ma nikogo?
Susan zje a si .
- Mówisz tak, jakby by a jakim biednym dziewcz tkiem z powie ci Dickensa. Jej by
si to nie podoba o. Nie jest sama na wiecie. Ma Cindy, Buttera, mnie i sw prac w
redakcji, i mas przyjació .
- Ale adnych krewnych? - nalega Brandt. A jednak odda a dziecko do adopcji? A
mo e nie? By pe en w tpliwo ci.
- Nie, nikogo. Mog da ci rad ? - zmierzy a go przeci ym spojrzeniem. - Nie pytaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]