[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dla Alberta. Doradziła mniejszy scyzoryk, aby nie wypychał kieszeni
eleganckiego garnituru.
Wcześniej kupiła dla Richarda książkę, chociaż miała wąt-
pliwości, czy znajdzie czas na czytanie. Oprócz książki kupiła film,
który niedawno widziała i bardzo się jej podobał. Wrócili obarczeni
sporymi pakunkami.
- Mogę jeszcze skoczyć po papier i wstążki? - zapytała.
- Nie zapakowali ci prezentów w sklepie? - zdziwił się Richard.
- Wolę robić to sama.
- Aha. Niedaleko jest dobrze zaopatrzony sklep.
- Zaraz wracam. Poczekajcie na mnie w samochodzie. Gdy
odeszła, Richard powiedział:
- Mam nadzieję, że nie zdradziłeś, co dla niej wybraliśmy.
- Nie pisnąłem ani słowa. Molly wróciła z dużą torbą.
152
R S
- Starczy ci cierpliwości i pozwolisz mi kupić jeszcze jedną
rzecz?
- Oczywiście. Dokąd chcesz iść?
- Pośpieszę się.
Richard zauważył, że obserwuje Toby'ego, więc zwrócił się do
siostrzeńca.
- Oj, chyba jesteś zmęczony. Połóż się i odpocznij. Dzień był
pełen wrażeń, prawda?
- Tak.
Toby położył się, a Molly mrugnęła do Richarda i poszła do
ostatniego sklepu. Wróciła z olbrzymią plastikową torbą, którą
wrzuciła do bagażnika, potem wsiadła do samochodu i popatrzyła na
dziecko.
- Dobrze, że śpi.
- Oby się nie obudził. - Pociągnął nosem. - Jeżeli poczuje, co
przyniosłaś, nie da ci spokoju.
- Wiem. Sama chętnie bym spróbowała.
- W święta zawsze jest mnóstwo jedzenia. Czemu kupiłaś
jeszcze i to?
- Bo to dla mnie wspomnienie dzieciństwa. Zwykle biorę małą
porcję, ale w tym roku spędzam święta razem z wami, w większym
gronie. Kupiłam dla wszystkich. Dobrze schowam i wyjmę dopiero w
Wigilię, gdy Toby pójdzie spać.
- %7łeby tylko prędzej nie wyczuł zapachu.
- Pomyślę o bezpiecznym schowku.
153
R S
Zajechali na miejsce. Malec twardo spał, więc Richard zaniósł
go do sypialni, po czym wrócił i pomógł nosić pakunki. Molly zabrała
swoje, a jego zostawiła.
- Wolałam uniknąć posądzenia, że zaglądałam do środka -
wyjaśniła.
- Nic byś nie zobaczyła, bo wszystko jest zapakowane.
- Bardzo dużo kupiłeś.
- Jestem prawdziwym Mikołajem - rzekł, uśmiechając się
przewrotnie.
- Zabieram, co moje, i wezmę się do pakowania.
- A ja swoje od razu zaniosę pod choinkę.
Molly poszła do sypialni, chociaż miała ogromną ochotę
zobaczyć choinkę i ładnie opakowane prezenty.
Tydzień minął jak z bicza strzelił. Jednego dnia upiekli pierniki
oraz kruche ciastka, które następnego dnia ozdobili kolorowym
lukrem. Ku zaskoczeniu Molly Richard dotrzymywał im towarzystwa
przy pieczeniu i podczas lukrowania.
Czas upłynął bardzo przyjemnie. Wujek pokpiwał z ar-
tystycznych wyczynów siostrzeńca, a Molly pokpiwała z Richarda, bo
według niej Toby zdobił ciastka zręczniej od niego. Obaj przyznali jej
palmę pierwszeństwa.
- Ja mam długą praktykę.
- Czy w rodzinach zastępczych zawsze lukrowałaś ciastka? -
zapytał Toby.
154
R S
- Nie, ale od kilku lat robię wypieki, a potem rozdaję znajomym
oraz pacjentom.
- Masz dobre serce - rzekł Richard.
- Czy część naszych ciastek też damy pacjentom w szpitalu? -
zapytał Toby.
- Dobry pomysł, jednak obawiam się, że mamy za mało dla
wszystkich. Lepiej zanieść tylko na oddział dziecięcy.
- Zadzwonię i zapytam, ile dzieci będzie w szpitalu przez święta
- powiedział Richard. - Chyba niezbyt dużo.
Dowiedział się, że czternaścioro małych pacjentów musi spędzić
święta poza domem.
Nazajutrz rano pojechali do szpitala i obdarowali ciastkami
dzieci oraz dyżurną pielęgniarkę. Toby spotkał chłopca w swoim
wieku i po wyjściu ze szpitala mocno objął Richarda.
- Jestem szczęśliwy, że mam wujka i babcię, z którymi spędzę
Boże Narodzenie.
Pani Anderson wracała do zdrowia, lecz była osłabiona i dlatego
zrezygnowała z planowanej wycieczki dorożką.
Nie było szczególnie zimno, a mimo to dorożkarz dał im koc.
Molly uparła się, że dziecko musi siedzieć między dorosłymi, bo w
przeciwnym razie wypadnie. Richard i Toby patrzyli na nią, jakby
postradała zmysły, lecz nie ustąpiła.
Nie chciała siedzieć obok Richarda. Bała się, że podczas roman-
tycznego wieczoru ulegnie pokusie i straci samokontrolę.
155
R S
Przy wielu domach były dekoracje świetlne. Dorożkarz jechał
powoli, aby Toby mógł przyjrzeć się wszystkim ozdobom, wybrać
najładniejszą.
W drodze powrotnej malec zapytał:
- Wujku, czy w następnym roku my też będziemy mieli taką
dekorację?
Molly była zadowolona, że Toby myśli o przyszłości. W ciągu
dwóch tygodni zaaklimatyzował się, coraz lepiej czuł się w nowym
domu. Jej za rok nie będzie w Dallas, nie zobaczy tutejszych
dekoracji...
- A co ty sądzisz? - zagadnął ją Richard.
- O czym? - spytała, rumieniąc się.
- No widzisz, Toby, wcale nas nie słuchała. Mówiliśmy o de-
koracji w przyszłym roku. Jaką masz opinię na ten temat?
- Nie mogę się zdecydować, jakie światełka wolę: białe czy
kolorowe. Toby, jakie tobie najbardziej się podobają?
- Ja lubię wszystkie, ale najładniej wyglądało stado reniferów.
- Może w przyszłym roku postaramy się o podobną dekorację.
Skontaktuję się z odpowiednią firmą i zamówię katalog, żebyśmy
mogli coś wybrać.
- To ludzie z tych domów nie wymyślają dekoracji sami? -
zawołał rozczarowany chłopiec.
- Przyozdobienie takiego wielkiego domu zajęłoby bardzo dużo
czasu - wyjaśniła Molly.
- Właściciel mógłby spaść i skręcić kark - dodał Richard.
156
R S
- Pamiętam, jakie to uczucie wspinać się pod sufit, żeby zawiesić
na choince aniołka.
Toby uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Wujku, bardzo dobrze się spisałeś.
Po przyjezdzie do domu Toby natychmiast pobiegł do babci, aby
opowiedzieć, co widział. Molly została z Richardem.
- Dziękuję. Było bardzo miło.
- Wycieczka się udała, ale ja byłbym bardziej zadowolony,
gdybyś pozwoliła Toby'emu usiąść z boku, a ty siedziałabyś koło
mnie.
- Przecież to bez różnicy.
- Nieprawda. Mógłbym przytulić się do ciebie, ogrzać. Toby
stale się zrywał, żeby coś zobaczyć, i pod koc wpadało zimno.
- Jakoś przeżyłeś.
- Owszem, ale mogło być znacznie przyjemniej - dodał,
puszczając perskie oko.
- Nie narzekaj.
Objął ją i pocałował. Molly wcześniej postanowiła, że zabroni
mu pieszczot, ale wiedziała, że się okłamuje. Gdy poczuła usta
Richarda na swoich, pocałowała go, bo momentalnie zapomniała o
wszystkich postanowieniach.
Oderwali się od siebie, gdy zabrakło im tchu.
- Dajmy temu spokój - szepnęła. - Tutaj nie ma jemioły. Poza
tym twoja mama byłaby bardzo niezadowolona, gdyby nas zobaczyła.
157
R S
- Jesteś pewna?
- Oczywiście, poza tym Delores może znienacka wejść i nas
nakryć.
- Ona też byłaby niezadowolona?
- Tego nie wiem.
Richard uśmiechał się dziwnie. W oczach miał blask, który ją
zaniepokoił. Czym prędzej się odsunęła.
- Muszę iść do siebie - bąknęła.
Obserwował Molly biegnącą po schodach, uciekającą od niego.
Z pocałunków chyba była zadowolona, bo nie wyrywała się.
Miał nadzieję, że choć trochę ją pociąga. Z każdym dniem coraz
wyrazniej uświadamiał sobie, jak bardzo Molly jest mu potrzebna do
życia. Minione półtora roku było okropne. Większość czasu poświęcał
sprawom zawodowym, a teraz uświadomił sobie, że praca stanowiła w
istocie ucieczkę przed smutnymi myślami. Nie wiedział, jak zapełnić
pustkę po ojcu.
Przy Molly nie odczuwał pustki, bo wniosła w jego życie radość.
Chętnie jadał śniadania w jej towarzystwie, z przyjemnością
uczestniczył w przygotowaniach do świąt.
Siostrzeniec też wywarł na niego bardzo dobry wpływ.
Richard teoretycznie chciał się ożenić, mieć dzieci, lecz odkładał
małżeństwo na coraz dalszą przyszłość. Teraz musiał zająć się
wychowaniem Toby'ego.
158
R S
[ Pobierz całość w formacie PDF ]