[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jesteś pewna?
- Owszem.
- Kiedy ciebie nie było, dzwonił Kealoha. Dowiedział się, że Kamakele nałogowo
obstawiał walki kogutów i był zadłużony po uszy. Według wstępnej hipotezy Kealohy,
Martin Kamakele zginął, bo nie spłacał długów lichwiarskim rekinom.
- Wierzy pan, że tak było?
- Martwy człowiek na pewno długów nie spłaci. Więcej byłby wart żywy.
- Zatem kwestia hazardu nie jest drugą połową zagadki, o której pan wspominał?
Monk potrząsnął głową.
- Powie mi pan, co nią jest?
- Dowiesz się, kiedy wyjaśnię całą sprawę - odpowiedział.
- Dlaczego nie teraz? Na co pan czeka?
- Na odpowiedni moment.
- Kiedy on nastąpi?
- Kiedy wyjaśnię całą sprawę.
Monk zauważa plamę
Chociaż mieliśmy do dyspozycji własny basen, nie chciałam przesiedzieć reszty
popołudnia w bungalowie. Chciałam poczuć energię, którą się czerpie z przebywania w
tłumie, chciałam poczuć radość patrzenia na ludzi.
Posmarowałam się jeszcze jedną warstwą mleczka do opalania, chwyciłam w locie
jedną z książek, które ze sobą przywiozłam, i wyszłam na przechadzkę po hotelowym
kąpielisku. W drzwiach zobaczyłam, jak Monk ostrożnie zdejmuje ze ściany jakiś obraz.
- Pokojówki dopiero co wyszły, panie Monk - powiedziałam.
- One tylko sprzątały - odparł. - Ja muszę wyprostować co nieco.
Z doświadczenia wiedziałam, że to, co mówi, rozumie w jak najbardziej dosłownym
sensie.
- Jutro wyjeżdżamy. Czy naprawdę ostatni dzień na Hawajach zamierza pan spędzić
zamknięty w bungalowie, sprawdzając, czy wszystkie obrazy i ryciny wiszą prosto,
symetrycznie i wyśrodkowane względem siebie?
- Chyba wolno mi trochę się rozerwać, prawda?
- Nie lepiej wyjść na słońce i trochę się opalić?
- Popatrz tylko na swoje plecy.
- Panie Monk, to Hawaje, jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Wielu ludzi
uważa, że to raj na ziemi.
- Zapewne nic nie wiedzą o gadach pełzających po ścianach restauracji, brudnych
koszulkach i ludziach, którzy ekshumują z ziemi martwe prosiaki i rozrywają je gołymi
rękami.
Zadzwonił telefon. Ponieważ stałam tuż przy nim, podniosłam słuchawkę. Dzwonił
Kealoha. Na parkingu centrum handlowego Kukio Grove w Lihue policja odnalazła nasz
skradziony samochód. Przekazałam tę wiadomość Monkowi.
- Muszę go zobaczyć - stwierdził Monk.
Kealoha usłyszał przez telefon jego głos.
- Tak myślałem - powiedział. - Przed waszym bungalowem stoi radiowóz, który was
tu przywiezie.
Dla Kauai Kukio Grove to początek końca; śmiertelny nowotwór, który toczy wyspę i
zaczyna już mieć przerzuty. Takie centrum handlowe - pod gołym niebem, z jednej strony
zamknięte wielkim sklepem z odzieżą Macj^s, a z drugiej hipermarketem Kmart - można
zobaczyć w każdym miejscu, jak Ameryka długa i szeroka. Nie sposób było znalezć w nim
nic, co w jakikolwiek sposób odnosiłoby się do lokalnej kultury i środowiska. Z upływem lat
galeria rozbudowała się promienistymi kręgami kolejnych franszyz i pudełkowatych
marketów - jednolitych i pozbawionych wyrazu. Burger King i Borders. Home Depot i Wal -
- Mart. Cieszyłam się, że mam okazję ujrzeć wyspę, zanim się stanie przedmieściem Los
Angeles.
Mustang stał zaparkowany w najdalszym narożniku parkingu, bliżej ulicy niż galerii.
Jedynym obecnym policjantem, poza Kealohą, był kierowca radiowozu, który nas podwiózł.
Nie przypominało to miejsca przestępstwa.
- Samochód zauważyła ochrona centrum handlowego, ponieważ ktoś zaparkował go w
środku nocy - tłumaczył Kealoha. - Kiedy zawiadomili nas, żebyśmy zarejestrowali i
odholowali auto, sprawdziliśmy numer rejestracyjny i okazało się, że jest kradzione.
Monk obszedł mustanga, przyglądając mu się z każdej strony i pod rozmaitymi
kątami, jakby był to meteor z kosmosu, a nie zwykły samochód. Dla mnie auto w niczym się
nie różniło od każdego innego mustanga na wyspie. Nie potrafiłabym nawet powiedzieć, czy
wypożyczyliśmy rzeczywiście ten egzemplarz.
- Tak, to na pewno nasz samochód - oświadczył Monk.
- Mówiłem przecież, że sprawdziliśmy numer rejestracyjny - przypomniał Kealoha.
- Tablice mógł ktoś podmienić. Ale nikt ich nie podmieniał. Zapamiętałem numer
identyfikacyjny nadwozia.
- Naprawdę?! - zdziwił się Kealoha. - Po co uczył się go pan na pamięć?
- To przecież pierwsza rzecz, jaką człowiek robi po wypożyczeniu samochodu -
odpowiedział Monk. - Tak jak po wynajęciu pokoju w hotelu zapamiętuje numer. Każde
dziecko to wie.
- Hm, chyba za rzadko podróżuję - stwierdził Kealoha.
- Jeśli chce pan zostać dobrym śledczym, powinien pan być trochę bardziej obyty -
dodał Monk.
- Jak na przykład pan? - wtrąciłam z przekąsem.
- Nie stawiajmy panu porucznikowi celu, który jest dla niego całkowicie nieosiągalny
- powiedział
284
285
Monk. - Ludzie usiłują dopiąć tylko takich celów, które wydają im się możliwe do
zrealizowania.
- Dobrze wiedzieć - powiedziałam.
- W takim razie mogę przestać marzyć o tym, że kiedyś zostanę dżokejem - mruknął
Kealoha i wskazał ręką na samochód. - Mustang nie został okradziony, przypuszczam więc,
że jakieś dzieciaki chciały sobie urządzić wesołą przejażdżkę na koszt haoleow.
Monk przysunął twarz do szyby po stronie kierowcy, najbliżej jak mógł, jednak nie
dotykając jej nosem.
- Siedzenia są zaplamione - oświadczył po chwili. - Wcześniej plam nie było.
- Kiedy złapiemy dzieciaki - zapowiedział Kealoha - postawimy im zarzut kradzieży, a
na dodatek każemy im wyczyścić cały samochód.
- Gdzieś już widziałem te plamy - mówił dalej Monk. - W samochodzie, który
wypożyczał Brian.
- Wcale się nie dziwię - powiedziałam. - Jestem pewna, że niejeden samochód ma
zaplamioną tapicerkę.
- Nie, nie rozumiesz - zaoponował Monk. - To są plamy Briana.
- Co to za jeden ten flejtuch Brian? - zainteresował się Kealoha. - Miał jakiś powód,
żeby ukraść wam samochód?
Wyjaśniłam porucznikowi, że na Kauai przyjechaliśmy na ślub mojej przyjaciółki
Candace, że ślub się nie odbył, że Brian to jej niedoszły mąż i ćwok jakich mało, że
samochód który wypożyczył, został zdewastowany i że Brian dawno już opuścił wyspę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]