[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ostatnich chwilach. Nie było to miłe, gdy walczył o ostatni oddech.
Nie jest martwa powiedział Blake. Brzmiał, jakby mu ulżyło. Ciągle żyje.
Krew i łzy mieszały się na mojej twarzy. Szloch zatkał mi gardło i nie mogłam mówić.
Dee żyła. Ledwo. Jej światło dalej lekko migotało, ale Adam... O Boże. Jego światło było
przygaszone, nie silniejsze niż światło słabej żarówki. Widziałam zarys jego rąk i nóg. Jego
twarz nie była bezkształtna, reszta ciała też nie. To była jakby blada, przezroczysta ludzka
skorupa. Sieć srebrzystych żył była widoczna pod tą transparentną skorupą. Przypominało
mi to meduzę.
Adam nie żył.
Ciche szlochy raniły mi gardło, aż w końcu stało się tak obolałe, że nie mogłam
oddychać. To moja wina. Zaufałam Blake'owi, kiedy Daemon praktycznie błagał mnie, bym
tego nie robiła. Przyjazniłam się z Dee, znała mnie i dlatego wiedziała, że coś było nie tak.
Nie zabiłam Adama, ale doprowadziłam do tego. Umarł, próbując mnie chronić.
Ciii Blake zamruczał, podnosząc mnie z podłogi. Odwrócił mnie na drugą stronę.
Musisz się uspokoić. Potarł ręką mój policzek. Bo się pochorujesz.
Nie dotykaj mnie zaskrzeczałam i odczołgałam się od niego. Nie... podchodz. Do.
Mnie.
Przykucnął i patrzył, jak czołgam się do Dee. Chciałam jej pomóc, ale nie wiedziałam
jak. Mój wzrok powędrował do Adama i zadławiłam się oddechem. Nie wiedziałam, co
jeszcze zrobić, więc zablokowałam jej widok Adama. Tylko tyle mogłam zrobić.
Nie minęło więcej niż pięć minut, a na zewnątrz trzasnęły drzwi od samochodu. Blake
wstał płynnie i podszedł do mnie. Położył mi dłoń na ramieniu, a potem jego telefon
zapiszczał. Wzdrygnęłam się, bo już wiedziałam, co czeka za drzwiami.
Ale nie spodziewałam się gorąca promieniującego z obsydianu. Uniosłam głowę.
Arum...
Wpił mi palce w ciało.
Nie ruszaj się.
O Boże... Spojrzałam w dół na Dee. Była taka bezbronna, była łatwym celem. Frontowe
drzwi się otworzyły. Ciężkie kroki wypełniły korytarz, a obsydian parzył mi skórę.
Drżącymi rękami wyciągnęłam kamień na wierzch.
Najpierw wszedł Vaughn. Uniósł brwi, gdy jego wzrok spoczął na mnie.
Blake, co tu się dzieje?
Poczułam, że Blake zesztywniał, ale trzymałam wzrok przyklejony do dwóch Arum za
Brianem. Jednym był Residon, a drugi wyglądał bardzo podobnie. Ich chciwe oczy
powędrowały od razu do Dee. Odwróciłam się, a włoski na mojej szyi stanęły dęba.
Zaskoczyli mnie. Musiałem się bronić, albo by mnie pokonali. Nie miałem wyboru.
Blake odchrząknął, brzmiał na zdezorientowanego, gdy znowu przemówił. Gdzie Nancy?
To nie ma nic wspólnego z Nancy. Vaughn długim palcem potarł brew. I często to
powtarzasz, Blake. Zawsze mamy wybór. Ale to nie ty masz go dokonywać. Odwrócił się
do Arum. Wezcie tego martwego. Zobaczcie, czy możecie coś z niego wyciągnąć.
Martwego? Residon się obruszył. Chcemy tę żywą.
Nie. Mój głos był zachrypnięty i szorstki. Nie! Nie mogą zabrać żadnego z nich.
Mają ich nie dotykać.
Residon się zaśmiał.
Vaughn przyklęknął obok mnie i z tej odległości widziałam już podobieństwo.
To się może odbyć na dwa sposoby. Możesz pójść z nami z własnej woli lub oddam
im tę dwójkę. Rozumiesz?
Zerknęłam na Arum.
Najpierw mają zniknąć.
Targujesz się? Vaughn zaśmiał się i spojrzał na bratanka. Widzisz, właśnie to się
robi, gdy dzieje się coś niespodziewanego.
Blake odwrócił wzrok z zaciśniętą szczęką.
Co masz na myśli, mówiąc, że to nie dotyczy Nancy?
Dokładnie to, co mówię.
Blake się wzdrygnął.
Jeśli ich nie wydamy, zabiją...
Czy wyglądam, jakby mnie to obchodziło? Naprawdę? Vaughn zaśmiał się, wstał i
skupił na mnie uwagę. Rozchylił kurtkę, pokazując broń.
Residon, zabierz martwego. Pozbądz się go.
Zabrać jego ciało, żeby Ash i Andrew musieli przechodzić przez to, co Dee i Daemon?
Bez ciała? Bez pożegnania? Mój umysł się wyłączył. To, co we mnie narastało, zajmowało
miejsce smutku i bezradności, było dzikie i pierwotne. Nie tylko pochodzenia kosmicznego,
ale kombinacja czegoś obcego i znajomego. Zassałam powietrze, ale czułam... coś więcej.
Cząsteczki wokół nas małe atomy, ale potężne, zbyt małe, by zobaczyć je gołym okiem
rozświetliły się, gdy zaczęły tańczyć w powietrzu, a potem zamarły. Błyszczały bielą jak
tysiąc mrugających gwiazd.
Odetchnęłam i przyszły do mnie w pośpiechu jak spadające gwiazdy. Narastały i
wirowały, otaczały moje ciało i te na podłodze. Wstałam, gdy się posklejały, umiejscowiły
na mojej skórze, przesiąkły, aż złączyły się z moimi komórkami. Całe moje ciało się
nagrzało, zmieszało z grzmiącymi emocjami narastającymi we mnie.
Już nie byłam tylko Katy. Coś ktoś inny poruszył się we mnie. Inna część mnie,
która zniknęła miesiące temu, w Halloween, powróciła.
Najpierw wyczuli to Arum. Przeszli w swoje prawdziwe formy, wysokie, pokazne
cienie, gęste i ciemne jak ropa naftowa. Umrą.
Nie zabijajcie jej krzyknął Vaughn, wyciągając broń, celując we mnie. A teraz,
dziewczynko, nie spiesz się. Przemyśl to.
On też umrze.
Blake wycofał się, patrząc pomiędzy mnie i wujka.
Chryste...
W tyle mojego umysłu wiedziałam, że coś innego podsycało tę moc ktoś inny z
zewnątrz. To było jak w tamtą noc. To, co było we mnie, w pełni połączyło się z moją drugą
połową. Uniosłam się w powietrze, już nie widziałam kolorów, wszystko było białe i
przeszyte czerwienią.
Cholera wymamrotał Vaughn. Jego palce zadrżały. Nie każ mi tego zrobić, Katy.
Jesteś warta kupę forsy.
Forsy? Co to miało wspólnego z forsą? Ale teraz mnie to nie obchodziło. Przywitałam
uczucie wzrastające we mnie. Mój wzrok się zmienił, zadrżał, rozmazał. Przechyliłam
głowę na bok. Elektryczność wypełniła powietrze, pożarła tlen. Blake się zachłysnął i opadł
na kolana.
Arum powstali, okręcili się i popędzili do drzwi. Ich czarne macki wyciągnęły się,
przewracając meble i posyłając zdjęcia na podłogę.
Nagle się zatrzymali.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]