[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W jednej chwili zrozumiał. Słyszał opowieści innych o Głosie.
Nie! jęknął. Nie! Nie!
Szept zmuszał, by go słuchać.
Nic złego nie zrobiłem, wywiązałem się z obowiązków. Co więcej, musia-
łem krążyć po tym nędznym kraju przez wiele długich lat, zasługuję na wynagro-
dzenie, bo. . .
Heinriiich Reuss! Chooodz! Chooodz!
Nie, nie, nie chcę, wrócę do Norwegii, odnajdę Tiril Dahl. . .
Jak szalony ruszył biegiem do zajazdu. Pozbierał rzeczy i wypadł na dziedzi-
niec.
Mój koń. Muszę odzyskać wierzchowca, muszę wracać do Norwegii.
Na podwórzu stal dyliżans, gotowy do odjazdu. Siedziało w nim dwoje pasa-
żerów. Heinrich Reuss wskoczył do środka.
Jadę z wami. Ruszać. Ruszać natychmiast!
Pasażerowie, małżeństwo w średnim wieku, popatrzyli nań ze zdziwieniem,
lecz nie protestowali, bo nie był to prywatny powóz, lecz ogólnie dostępny pojazd.
Woznica popędził konie. Wyjechali z dziedzińca.
123
Dzięki Bogu udało mi się, pomyślał Heinrich. Trzeba zachować zimną krew,
jeśli zamierza się podjąć walkę z tą mocą.
Muszę wracać do Norwegii! Jechać gdziekolwiek, byle nie pod sąd Mistrza!
Heinrich widział, jak inni popadają w niełaskę. . .
Nieśmiałym uśmiechem powitał współpasażerów. Zorientował się, że są to
Norwegowie. Doskonale, będzie miał towarzystwo przez całą drogę. Poczuł przy-
pływ dobrego humoru, prowadził uprzejmą konwersację. Wspomnienie Głosu
zblakło. To tylko wiatr, szum fal. Jakże łatwo sobie wmówił!
Niebo pociemniało.
Heinrich Reuss oparł głowę o ściankę powozu i odprężył się. Siedząca naprze-
ciwko niego dama już zasnęła, a jej mąż siedział tak jak on, wyciągnięty, głowa
mu się kiwała w takt podskoków pojazdu.
Heinrich zapadł w sen. Nie dokuczały mu koszmary. Trochę mu było niewy-
godnie, powóz trząsł się na wybojach, lecz powoli posuwali się do przodu.
Obudził się, kiedy słońce zaświeciło mu prosto, w oczy. Dyliżans kołysał się
na wszystkie strony, cienie wysokich drzew pojawiały się i znikały.
Przeciągnął się z uśmiechem zadowolenia.
Wkrótce dojedziemy chyba do przeprawy promowej? spytał towarzyszy
podróży, którzy właśnie się przebudzili.
Popatrzyli na niego zdumieni.
Nie. Minęliśmy przed chwilą granicę Schlezwiga-Holsteinu.
Upłynęła dobra chwila, zanim do Reussa dotarło, co powiedzieli. Wpatrywał
się w nich osłupiały.
Czy to oznacza, że jedziemy. . . na południe?
Oczywiście! Wybieramy się w odwiedziny do córki. Mieszka w Dolnej
Saksonii.
Heinrich Reuss starał się oddychać spokojnie, lecz nie mógł zapanować nad
drżeniem. Nic dziwnego, że Głos umilkł! Przecież go usłuchał. Zmierzał prosto
w paszczę lwa.
Rozdział 16
Tej nocy w łóżku Móriego oboje sprawowali się przykładnie. Nawet jeśli któ-
reś z nich nie mogło zasnąć, bo miało kłopoty z okiełznaniem swoich żądz, wie-
działa o tym tylko noc.
Następnego dnia oboje wyczuli, że znów mają towarzystwo. W powietrzu za-
roiło się od zaciekawionych duchów, które, jak się okazało, nie odnalazły Głosu.
Nie wyobrażajcie sobie zbyt wiele krótko oświadczył Móri. Złoży-
łem obietnicę i mam zamiar jej dotrzymać.
Wyraznie okazali rozczarowanie.
Dlaczego się wtrącacie w moje życie uczuciowe? wykrzyknął rozgnie-
wany.
Odpowiedzią był tylko bezgłośny śmiech.
No dobrze westchnął. Cieszę się, że okazaliście dyskrecję i trzyma-
liście się z daleka. Było jednak zbyt wcześnie. Przyrzeknijcie, że zachowacie się
tak samo w noc poślubną, jeśli w ogóle kiedykolwiek do niej dojdzie.
Odpowiedziała mu któraś z kobiet:
Zawsze jesteśmy dyskretni, Móri. Jeśli będziesz chciał kochać się z Tiril,
zostaniesz z nią sam. Zawsze!
Dziękuję! odparł z kwaśną miną. Nie mógł powstrzymać się od uśmie-
chu, a oni śmiali się wraz z nim. Przekazał treść rozmowy Tiril. Dziewczynę ucie-
szyło, że duchy opuszczają ich w chwilach intymności. Prawdę mówiąc, świado-
mość ich obecności zawsze trochę ją peszyła.
Nie w każdej sytuacji pragnie się mieć towarzystwo mruknęła zawsty-
dzona.
Nie mógłbym się bardziej z tobą zgodzić odparł Móri gorzko.
Oboje myśleli o tym samym: Nie mieli żadnej pewności, czy kiedykolwiek się
połączą. Matka Tiril równie dobrze mogła mieć wobec córki inne plany.
Ale w tych dniach byli tylko we dwoje, starali się spędzać razem jak najwięcej
125
czasu. Tylko na noce rozchodzili się do oddzielnych sypialni. Dla pewności.
Pozostawał jeszcze von Kaltenhelm. . .
Spokoju nie dawały mu podejrzenia, że i jego sytuacja nie jest najlepsza. On
wszak był odpowiedzialny za wykonanie zadania przez Heinricha Reussa i Georga
Wetleva, tymczasem Wetlev nie żył, Reuss uciekł, a dziewczyna, Tiril Dahl, wciąż
pozostawała na wolności.
Nie wyglądało to dobrze, wcale nie.
Musiał sam zacząć działać, inaczej groziło mu, że i on narazi się na niełaskę.
Co jednak można począć, skoro Tiril Dahl jakby zapadła się pod ziemię?
Wiedział, że Mistrz zamierza ingerować osobiście, von Kaltenhelm otrzymał
jednak niepokojące wiadomości, że zaistniały ku temu przeszkody .
Zaistniały przeszkody? Co to mogło znaczyć? Jakie przeszkody? Czyż Mistrz
nie miał możliwości dotarcia do każdego człowieka bez względu na dzielącą go
odeń odległość? Nastraszenie Tiril Dahl to najłatwiejsze zadanie, jakie można
sobie wyobrazić! Przecież to całkiem zwyczajna dziewczyna!
W każdym razie Horstowi von Kaltenhelmowi polecono działać, i to jak naj-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]