[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śmierci, nikt mnie tak nie obraził. Dlaczego mnie nie broniłeś?
Jason z niesmakiem przewrócił oczyma.
Grube zasłony zakołysały się, gdy Vincent przeszedł do miejsca, gdzie siedział Cecil. Skorupy orzechów
przesunęły się na brzeg stołu i spadły na podłogę.
- Nie możesz się ożenić z tą kobietą. Będziesz przez nią nieszczęśliwy.
- Nic o niej nie wiesz.
- Wiem, że przy kolacji flirtowała zażarcie z twoim kuzynem. Na pewno słyszała, że jest bardzo bogaty.
- Była po prostu uprzejma.
Vincent, który znów doszedł do końca stołu, przystanął i obejrzał się przez ramię.
- Zdaje mi się, że jesteś zazdrosny.
- Nie jestem zazdrosny - oświadczył beznamiętnie Jason.
- Oczywiście, że nie jesteś - powiedział z szyderczym uśmiechem Vincent, obserwując Jasona spod oka. -
Trochę się zdziwiłem, że umieściłeś narzeczoną w błękitnym apartamencie - stwierdził od niechcenia.
- Doprawdy? - powiedział Jason, nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Owszem. Narzeczone zawsze spały w żółtym apartamencie.
- Tak mówiła ciotka Weldon - stwierdził Jason. - Jednakże Mary nie cierpi żółtego koloru. Wiem, że miałeś
jakieś nieprzyjemne wspomnienia związane z błękitnym apartamentem, ale jestem pewien, że po tylu latach
nie mają już one znaczenia.
- Nie mają - potwierdził Vincent, mrużąc oczy.
- Bardzo się z tego cieszę, stryju.
Vincent ściągnął brwi, a potem wzruszył ramionami.
- Cóż, to nie takie ważne. Jutro jej tu nie będzie. Podejrzewam, że wystraszę ją bez najmniejszego trudu.
Taka mała myszka. Na pewno wyleci z krzykiem z domu, jak tylko szepnę jej do ucha: Buuu .
Jason dopił porto.
- Nie chcę, żebyś szeptał jej buuu do ucha. I wolałbym, gdybyś się powstrzymał od swych zwykłych
sztuczek.
- Sztuczek? Czy ja jestem jakimś tanim magikiem?
Jason zignorował uwagę Vincenta.
- Uważam, iż powinieneś się zastanowić nad tym, co się stanie, jeśli żaden z kolejnych hrabiów Helsburych
nie będzie się żenił. W końcu zabraknie dziedziców tytułu.
Vincent odwrócił wzrok.
- Zapewniam cię, że chcę się tylko przekonać, czy ta kobieta warta jest rodzinnego nazwiska.
Jason odstawił kieliszek i wstał.
- Sam o tym zadecyduję.
Vincent wpatrywał się w niego ze zmarszczonym czołem. Jason nie opuścił oczu.
W ciszy głośno tykał zegar nad kominkiem.
Vincent opuścił powieki i przybrał gładki wyraz twarzy.
- Jeśli sobie życzysz, to naturalnie nie będę się wtrącał - mruknął.
- Dziękuję, stryju. Cieszę się, że choć raz osiągnęliśmy porozumienie.
Vincent uniósł ze zdumieniem brwi.
- Często się przecież zgadzamy. Powiedz mi, co zamierzasz zrobić w sprawie Blevinsa?
- Wybieram się jutro do wioski, żeby z nim porozmawiać.
- Porozmawiać? O czym tu rozmawiać? Musisz podjąć działania...
- Dziękuję, stryju - przerwał mu Jason. - Jestem pewien, że sobie poradzę. A teraz, jeśli mi pozwolisz,
chciałbym wrócić do pań.
- Proszę bardzo.
Vincent zachował neutralny wyraz twarzy, dopóki Jason nie wyszedł, ale kiedy tylko zamknęły się za nim
drzwi jadalni, znów ściągnął brwi.
Już po raz trzeci w ostatnim tygodniu Jason odmówił rozmowy na temat majątku. Młody człowiek
zachowywał się dziwnie, odkąd przed dwoma tygodniami ogłosił przyjazd panny Mary Goodwin i ich bliski
ślub. W całym domu panowało zamieszanie. Lady Weldon narzekała na krótki termin, w którym musiała
zorganizować tradycyjne przyjęcia. Beatrice zintensyfikowała próby zagarnięcia Jasona dla siebie - stale
szukała jego towarzystwa i dotykała go przy każdej okazji. Quimby i Cecil zarzucili Jasona pytaniami
narzeczoną, ale niewiele się dowiedzieli.
Vincent zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Lubił Jasona, tory był bardzo podobny do Gilberta. Gilbert,
najmłodszy z braci, był zawsze ulubieńcem Vincenta. Dobry z natury, zdeterminowany, aby zawsze
dorównywać we wszystkim czterem starszym braciom, odznaczał się także szalonym uporem. Jason
najwyrazniej odziedziczył tę cechę po ojcu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]