[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zwłaszcza że Edyta oblała egzamin dojrzałości i wyjechała do Włoch popracować.
Niedługo wróci do Polski na kilka tygodni, to wszystko opowie. Już nie mogę się
doczekać.
Pożyczyłam sobie jedną z wielkich rękawic i, mimo protestów właścicielki, zabrałam
się razno do pracy. Przewałkowałyśmy temat szkoły, mężczyzn i odchudzania,
docierając - jak zwykle - do jeszcze jednego żelaznego punktu naszych rozmów. Koni
oczywiście. Ania nie miała pieniędzy, ale umiała marzyć. I te marzenia wprowadzała
kolejno w czyn. Ona jedna z całej klasy bez ko-repetyq'i i znajomości dostała się do
upragnionego prestiżowego liceum. Marzyła o własnym wierzchowcu. Wiedziałam, że
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
kiedyś go zdobędzie.
- To musi być arab! - egzaltowała się, a ja zazdrościłam jej, że wie, czego chce od
życia. - Ja tak kocham tę rasę.
Ania uchodziła za małomówną, ale na temat arabów potrafiła rozgadać się jak mało
kto. Zwłaszcza że we mnie znajdowała idealnego słuchacza. Wiedziała o nich prawie
wszystko. Kiedy ona się tego nauczyła?
- Wiesz, najfajniej byłoby wychować takiego konika od małego - rozmarzyła się. - Jak
Wujek siwka. Ten ogier jest śliczny, prawda?
" i-
66
_ Powiedziałeś mu w końcu czy nie? - spytałam Filipa w samochodzie.
_ Przecież musiałem.
Odetchnęłam. No to sprawa zamknięta. Szkoda mi Lo-lity, to prawda, ale co mogę
zrobić? W życiu nie wszystko kończy się happy endem, choć z reguły nie lubię o tym
pamiętać.
Nie przypuszczałam, że los szykuje mi stokroć bardziej przykrą niespodziankę.
Rozdział siódmy
Tydzień mijał spokojnie. Opiekowałam się Cinką i robiłam przetwory na zimę. Oba
zajęcia cudownie absorbowały uwagę. Można było prawie zapomnieć o kradzieży
Lolity. Starałam się nie myśleć o tym, że do czem-pionatu w Janowie pozostały niecałe
trzy tygodnie, a jedną z kandydatek do nagrody Best in show przerobiono na kiełbasę.
Ani o tym, jaki los czeka stadninę Wujka i gdzie wtedy będę spotykać się z Filipem. Bo
niby dlaczego miałabym o tym myśleć?
Pogoda dopisywała. Pochmurne dni i burzliwe noce ustąpiły miejsca upałom - tym
bardziej dokuczliwym, że nagłym. Słońce od rana do wieczora nie kryło się za
najmniejszą chmurką. Tylko telewizja wciąż nadawała relacje z powodzi - to na
północy, to na południu Polski. A Terespol kąpał się w słońcu.
- Tak gorąco, szkoda, że nie można go pławić, bo panicznie boi się wody -
powiedziałam, idąc na łąkę po Maćka, wałacha dziadków. - A do Bugu nie jest wcale
daleko.
Cinka podskakiwała radośnie obok mnie, wymachując
68
skakanką. Dziewczynka zadomowiła się u nas. Nie rozumiałam braku zainteresowania
ciotki Bronki i jej męża vvłasnym dzieckiem. %7ładne z nich nie zadzwoniło ani razu, tak
zajmowało ich rujnowanie wspólnego życia.
- Hooop! - zawołałam, podrzucając małą w górę i ostrożnie sadzając na grzbiecie
konia. Był tak szeroki, a ona taka drobniutka, że wyglądała jak woltyżerka ćwicząca
szpagat. I tak spokojny, jak wierzchowce używane w tych zawodach. Może kiedyś
brał w nich udział? Nie znałam jego przeszłości. Dziadkowie mieli go od trzech lat, a
nie był już młody. Pojawił się pewnej nocy pózną jesienią. Obudziło nas wtedy ujadanie
psa. Dziadek wyszedł z mieszkania. Okazało się, że po podwórzu biega koń.
Niemiłosiernie ubłocony, z nogi sączyła mu się krew. Na głowie miał kantar z
kawałkiem powrozu. Pomyśleliśmy, że uciekł komuś, przestraszony odgłosami burzy,
która niedawno przeszła nad okolicą. Pózniej dziadek rozpytywał ludzi, a gdy to nic
nie dało, zawiadomił policję. Jednak właściciel Maćka nigdy się nie zgłosił i wałach
został u nas. Raz tylko zjawił się jakiś człowiek, który upierał się, że to jego zguba.
Wtedy dziadek spytał o bliznę na piersi konia. Nieznajomy zmieszał się, bo nie umiał
jej określić. Odjechał i więcej nie wrócił.
Cinka często prosi, żeby opowiedzieć jej tę historię na dobranoc. Zpi potem spokojnie,
a mnie męczą koszmary. Uciekam w nich przed skośnookim trupem, który ożył i chce
mnie zamordować. Wołam we śnie Filipa, ale on odwraca się, udając, że nie słyszy.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
- Słuchaj lepiej, co mi się przydarzyło pierwszego dnia w pracy - przerwała mi Edyta
w pół słowa. Wróci-
69
ła z Włoch i od razu chciała się ze mną zobaczyć. Siedziałyśmy na kanapie zarzuconej
zdjęciami z ostatnich dwóch miesięcy jej życia i popijałyśmy wino, które ze sobą
przywiozła.
- Co takiego? - zainteresowałam się.
- Wiesz, sprzątałam u takiej jednej babki i akurat przyszła do niej przyjaciółka. Myję
schody i czuję, że chyba o mnie rozmawiają, bo patrzą w moją stronę. Ale gadają po
włosku i nic nie rozumiem. Moja powtarza: Bene, bene. Znaczy  brudno", myślę sobie,
i dawaj, znowu napieprzam te schody, rozumiesz, aż zaczęły błyszczeć jak psu jaja, za
przeproszeniem oczywiście, bo ty nie lubisz takich określeń. Pózniej zagadałam po
angielsku do tej drugiej. Fajna taka, nosi się jak nastolatka. Mówi, że moja nie może
się mnie nachwalić. Powtarza mi, rozumiesz: Polki to takie porządne dziewczyny, po
dwa razy schody myją, chociaż i tak czyste. Bo, rozumiesz, bene po włosku znaczy
 dobrze", a nie  brudno"!
Edyta zawsze umie mnie rozbawić. Poważne rozmowy też nam się zdarzają. Tylko jej i
Ani Borek zdradziłam, co tak naprawdę łączy mnie z Filipem. Ania i tak by się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pomorskie.pev.pl
  • Archiwum

    Home
    094 Ewa wzywa 07... Rozłączył was na zawsze Martyn Janina
    Bialolecka_Ewa_ _Kamien_na_szczycie
    01 Rodzice chcieli Lennox Marion Jutro bć™dzie pić™kny dzieśÂ„
    Catherine Mann [Dark Ops 01] Defender (pdf)
    sedziwoj dziekonski
    Lauren Ch. Pić™kny draśÂ„
    183. James BJ Powrot z przeszlosci
    Graham Masterton Wendigo
    Frederik Pohl & Jack Williamson Starchild Trilogy
    Daeninckx D
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • excute.opx.pl