[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-- Ale gdzie?
-- Zobaczysz. Chodzmy!
-- To mówiąc inżynier dał nurka w mgłę, utonął w niej, wynurzył się koło drzwi. Obywatel,
trochę chwiejnie, szedł za nim jednak. Wydostali się na ulicę. Za nimi w sali restauracyjnej
wrzało jak w kotle.
-- A co? Kara umorzona, a prezes miękki jak rękawiczka. Możem nie dyplomata?! Słuchaj
mnie, synu, a wyjdziesz na ludzi. Teraz zaprowadzę cię do Wojakowskich.
-- Człowieku! mnie w głowie się kręci!
-- Będziesz dobrze tańczył.
Poszli, wspierając się wzajemnie, ulicą jasną od oświetlonych okien, gwarną od
rozbawionego tłumu i muzyki. Chłód ich orzezwił. Inżyniera owładnęła fala czułości.
-- %7łebyś ty wiedział, jak ja kocham moją Józię! -- zagaił wznosząc oczy ku niebu i potykając
się wskutek tego na chropowatych kamieniach. -- %7łebyś ty wiedział, jaka ona śliczniutka,
milutka!& Tam do licha& leżę! Trzymaj, Stachu!
-- Patrzaj bo pod nogi!
-- Nie chcę! Kiedy o Józi myślę, do gwiazd się wydzieram.
%7łebyś wiedział, jak ona ślicznie spoglądać umie! jak się pieści! a jak całuje! Padajcie na
kolana! Mówię ci, pojęcia nie masz!
-- Przecież i ja żonę miałem.
-- Jaką tam żonę! Chorowitą i blondynkę. To, mój kochany, pigment limfatyczny. %7łebyś ty
wiedział, co to brunetka! jakie to żywe, wesołe, kapryśne a pieszczotliwe! Mówię ci, delicje!
Jak się będziesz drugi raz żenił, bierz brunetkę. Pamiętaj, podziękujesz mi za radę!
-- Niech mię Bóg strzeże! Słyszałeś, że mam cztery kobiety w domu.
-- To nic& wez piątą. Wez, posłuchaj mię!
-- Gdzie idziesz! nie trafisz!
-- Ja nie idę, ja lecę do swojej Józi. Co to? leżę?!
-- Daj za wygraną na dzisiaj odwiedzinom, a połóż się spać. Obrazisz narzeczoną!
-- To nic! Ujrzawszy ją, upoję się miłością, a otrzezwieję z ponczu. Probatum est*16.
Obiecałem ci tańce, smaczną kolacją, piramidalną zabawę. Jestem człowiekiem honoru i
słowa& Tutaj! na lewo; nie& na prawo. Otóż bo prosto i basta.
-- Kaziu, bywaj zdrów! Nie myślę się kompromitować w twoim towarzystwie. Człowieku!
co o tobie pomyśli narzeczona! Opamiętaj się!
-- Ja jeszcze odkąd żyję, nie skompromitowałem mężczyzny. A żem wypił tochę za wiele
ponczu, to twoja wina. Tak powiem Józi!
-- Mocno ci jestem obowiązany -- i wracam.
-- Otóż nie. Obiecałeś mię słuchać i będziesz. Hę? Co to? Brama! dalibóg, jej brama!
Uchwycił towarzysza za rękę i wciągnął go do sieni prawie przemocą, a stamtąd na
oświecone, wysłane dywanem schody.
Idąc potykał się i począł na dobitkę nieprzystojności podśpiewywać z operetki:
Ach, jakże mi też serce drży!
Ach, słabo, słabo, słabo mi!
Obywatelowi istotnie ze strachu i przykrości robiło się słabo.
-- Czyś oszalał? cicho bądz! -- perswadował,
-- Nie oszalałem, ale jestem zakochany, więc mi wszystko wolno. Kto nie jest zakochany, ten
osieł, i będzie miał ze mną do czynienia! Aha, dzwonek u drzwi mego raju! Dzwięcz,
serduszko!
16*
P r o b a t u m e s t (tac.) -- to pewne.
W mieszkaniu panował ruch i muzyka. Tańczono już. Po chwil; drzwi się otwarły i
wchodzący ujrzeli przed sobą osóbkę drobną i szczupłą, z rumieńcem ożywienia na twarzy, z
oczętami błyszczącymi jak diamenty spod gęstej, kruczo czarnej grzywki.
Usta jej wiśniowe rozchyliły się swawolnym uśmiechem i białe ząbki błysnęły spośród tych
ślicznych purpurowych usteczek.
-- Ach, to pan! Przeczuwałam i skoczyłam z pierwszą burą. Druga będzie od Józi, trzecia od
mamy, czwarta znowu od Józi. To ładnie tak się spózniać!
-- Niech się panna Myszka nie gniewa, bo przyprowadziłem z sobą wielką osobliwość.
Dziewczynka tupnęła nogą.
-- Co to za Myszka! Kto panu pozwolił tak mnie nazywać? Bardzo proszę! Kogo pan
przyprowadził?
-- Aha, ciekawość przeważa inne uczucia! Ktoś to jest bardzo przez pannę Myszkę kochany.
-- Nieprawda! Nikogo nie kocham!
-- Nieprawda! Bardzo kochany! Stach! poprzyj mnie! Inżynier odsłonił towarzysza i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]