[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To mój dom.
- Wygląda jak zamek!
- Owszem, nasza rodzina lubiła rozmach - odparł z ironią. - Tu jest rezydencja mo-
jego ojca. Ja mieszkałem z matką w skromniejszym domu. Znajduje się niedaleko, nie-
długo tam dojedziemy.
- Twoi rodzice mieszkają oddzielnie?
- Rozstali się, kiedy miałem dziesięć lat. Matka nie żyje.
Samochód znów wyjechał na drogę.
- Twoi rodzice się rozwiedli?
- Nie, ojciec nie uznaje rozwodów - wyjaśnił. - Niewierność była dla niego bardziej
emocjonująca - dodał z ironią.
- Nie lubisz go?
- Tolerujemy się nawzajem.
- To smutne - zauważyła.
- Nie, takie jest po prostu życie.
Zatrzymali się przed wielką bramą, potem pojechali dalej żwirową drogą, która do-
prowadziła ich do ogromnego białego domu nad jeziorem.
- Nic dziwnego, że moje mieszkanie wydało ci się klitką - zauważyła Victoria.
Antonio roześmiał się.
- Zapraszam do środka!
W drzwiach powitała ich kobieta w średnim wieku. Victoria domyśliła się, że to
gospodyni. Zrozumiała tylko, że nazywa się Sara, gdyż reszta rozmowy toczyła się po
włosku.
Zauważyła zdziwienie Włoszki, gdy Antonio przedstawił ją jako swoją żonę. Dłuż-
szą chwilę przyglądała się Victorii, potem Nathanowi. Pewnie pomyślała, że Victoria nie
jest w typie Antonia.
- Saro, zaprowadz panią Cavelli do jej pokoju - powiedział Antonio.
- To znaczy do pańskiej sypialni?
R
L
T
- Nie, do sypialni obok. Do tej, którą miałaś przygotować - wyjaśnił poirytowany.
Sara pracowała u niego od dwudziestu lat. Lubił ją, ale nie miała prawa podważać
jego decyzji i okazywać niezadowolenia.
- Kupiłaś rzeczy, o które cię prosiłem? - spytał.
- Tak, wszystko jest przygotowane.
- To jednak wiesz, gdzie będzie spała moja żona - spojrzał na nią ostro, po czym
zerknął na zegarek. - Muszę wykonać parę telefonów. Będę w gabinecie.
Nie miał czasu na głupstwa. Kiedy zamierzał odwrócić się i pójść do siebie, nagle
zauważył przerażoną twarz Victorii, kurczowo trzymającą w objęciach Nathana. Zacho-
wywała się tak, jakby ją przywiózł przed bramy piekieł.
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczymy się pózniej - powiedział.
Victoria wysunęła podbródek, jakby chciała powiedzieć Dam sobie radę". Anto-
nio odwrócił się, by ukryć uśmiech.
- Saro, zajmij się panią - rzucił przez ramię. - Dopilnuj, żeby jej niczego nie bra-
kowało.
Kierowca przyniósł bagaż.
- Proszę tędy - gospodyni zwróciła się do Victorii po angielsku.
Weszły po schodach na piętro. Sypialnia okazała się najbardziej luksusowym po-
kojem, jaki Victoria widziała. Zachwycona spojrzała na wielkie łoże z czterema kolu-
mienkami, na kremową tapicerkę mebli i duże okno balkonowe, skąd rozciągał się widok
na jezioro.
- Czy to mój pokój? - spytała, stając w drzwiach.
Zdawało jej się, że to jakaś pomyłka.
- Tak - odparła gospodyni z wymuszonym uśmiechem i otworzyła drzwi do łazien-
ki. - W szafce są ręczniki i przybory toaletowe.
Szofer wniósł walizki i postawił je koło łóżka. Wyglądały obskurnie w tym pięk-
nym wnętrzu.
- Tu jest pokój dla dziecka - odezwała się po chwili Sara, otwierając drzwi do ko-
lejnego pomieszczenia.
R
L
T
Oczom Victorii ukazał się przestronny pokój ze stylową kołyską, nad którą wisiały
ładne niebieskie ozdoby w kształcie żaglówek. Zachwycona patrzyła na wystrój po-
mieszczenia. Kołderka w kołysce była haftowana, obok stał fotel obity materiałem pasu-
jącym do koloru zasłon, na stole leżały książeczki z bajkami, a na półkach wszystko,
czego potrzebowało małe dziecko.
- Czy w rodzinie Antonia są jakieś dzieci? - spytała Sarę, nie mogąc wyjść z po-
dziwu.
- Si, to znaczy... pani synek. Pan kazał kupić wszystko, czego potrzebuje dwuletni
chłopczyk - powiedziała Sara. - Zrobiłam, co mogłam - zatoczyła ręką szerokim gestem.
- Dziękuję! Tu jest wspaniale - Victoria nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Nathan nie miał dotąd własnego pokoju.
- Jeszcze raz dziękuję - powiedziała z wdzięcznością.
- Nie ma za co - na twarzy Sary pojawił się przelotny uśmiech. - Czy mogę pani
Cavelli w czymś jeszcze pomóc?
Victorię speszył pełen szacunku głos gospodyni, podobnie jak nowe nazwisko, do
którego nie zdążyła się przyzwyczaić.
- Nie, dziękuję.
- Kolacja będzie o ósmej - oznajmiła Sara i wyszła.
Victoria usiadła na łóżku. Była zmęczona. Natomiast Nathan tryskał energią.
Chciał zejść na ziemię, więc postawiła go na podłodze i patrzyła, jak odkrywa nowe za-
kamarki.
- Nathan, nie dotykaj lustra! - powiedziała, gdy zbliżył rączkę do oszklonej garde-
roby.
Uśmiechnął się do matki, potem podszedł do jej walizki i próbował ją otworzyć.
Jednak wzrok Victorii nadal był wbity w odbicie w lustrze. Jej kostium był pomięty, cera
blada jak kreda, a twarz zmęczona i smutna. Nic dziwnego, że gospodyni patrzyła na nią
z niepokojem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]