[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powinien odpowiedzieć sobie na pytanie, z jakiego
powodu był wobec niej taki napastliwy. Do dziś
szczycił się tym, że zawsze nad sobą panuje. Konku-
renci i podwładni twierdzili, że ma nerwy ze stali, bo
nie ujawniał żadnych emocji. Nic go nie mogło wy-
prowadzić z równowagi.
Ostrożnie sprawdził puls Sylwii, dotknął jej głowy
i poczuł ciepłą, lepką krew. Pochylił się, walcząc z in-
stynktem, który nakazywał mu wziąć ją na ręce i za-
nieść do bezpiecznego, ciepłego pomieszczenia. Wie-
dział jednak, że nie wolno jej ruszać. Zdawało mu się,
że wieki minęły, nim przyjechała karetka pogotowia.
S
R
Na widok migającego sygnalizatora zerwał się na
równe nogi i krzyknął:
- Tutaj, tutaj!
Zduszonym głosem tłumaczył lekarzowi, że Sylwia
upadła i od tamtej feralnej chwili ani razu się nie po-
ruszyła, nie powiedziała ani słowa i wygląda na nie-
przytomną.
Gdy sanitariusze układali ją na noszach, spostrzegł,
że drżą mu ręce. Ktoś okrył go marynarką.
- Jest pan mężem chorej? - zapytał kierowca.
Markus pokręcił głową.
Nie, ale... - Umilkł, nie wiedząc, jak siebie okre-
ślić. Kim był dla Sylwii? Facetem, który sprawił jej
tak wielką przykrość, że wybiegła na mróz, potknęła
się i rozbiła sobie głowę? Człowiekiem, który wie, że
nigdy sobie nie daruje, gdyby coś się jej stało?
Zabieramy ją do szpitala Miłosierdzia Pańskiego.
Może pan tam przyjechać? - Kierowca przyjaznym
gestem poklepał po plecach Markusa, który wziął się
w garść, kiwnął głową i wsunął ramiona w rękawy
marynarki.
Jego umysł pracował znów na pełnych obrotach.
Klucze do mieszkania Sylwii. Trzeba wziąć jej toreb-
kę, odebrać płaszcze z szatni i dać portierowi kartę
parkingową. Niech przyprowadzi auto. Gdy podje-
chało, ktoś pociągnął go za rękaw. Odwrócił się i zo-
baczył matkę. Za nią stał Drew.
- Sylwia poślizgnęła się na oblodzonym chodniku
- tłumaczył. - Muszę do niej...
S
R
- Wszystko wiemy - przerwała Izzie Grey. -
Chcesz, żebyśmy pojechali z tobą?
- Nie. - Czuł się winny i był strasznie przerażony,
więc nie chciał, żeby mu się przyglądali. - Zadzwonię
co ciebie, kiedy tylko czegoś się dowiem zapewnił.
Matka skinęła głową.
- Będę się za nią modlić.
- Dzięki. - Markus usiadł za kierownicą i nim po-
rtier schował do kieszeni napiwek, włączył się do ru-
chu.
Szpital Miłosierdzia Pańskiego był niedaleko.
Markus wpadł do holu i podbiegł do biurka recepcjo-
nistki. Ledwie podał nazwisko Sylwii, usłyszał, że
zrobiono jej prześwietlenie, a lekarz wyjdzie do niego,
jak tylko skończy badania i zabieg. Markus po-
dziękował, usiadł na niewygodnym plastikowym
krześle i czekał. Natrętna wyobraznia podsuwała mu
obraz Sylwii leżącej nieruchomo na chodniku. Gdyby
podbiegł szybciej, zdołałby ją pochwycić. Była fili-
granowa, ale udawała silniejszą niż była w rzeczy-
wistości. Dopiero kiedy straciła przytomność, uświa-
domił sobie, jaka jest drobniutka. Wzruszenie ścisnęło
go za gardło, więc pochylił głowę i ukrył twarz w
dłoniach.
Minęła niespełna godzina, nim pojawił się lekarz.
Markus zerwał się na równe nogi.
- Co z Sylwią?
Nazywam się Calter. - Lekarz podał mu rękę. - Pan
jest krewnym pani Bennett?
-bSylwia nie ma rodziny - odparł, gdy wymienili
S
R
uścisk dłoni. - Jestem z nią blisko związany. - Wcale
nie kłamał, bo na widok nieprzytomnej Sylwii uświa-
domił sobie, jak silne łączą ich więzy. - Co z nią?
W karetce odzyskała przytomność. Wygląda na to,
że nie odniosła poważniejszych obrażeń. Założyliśmy
siedem szwów tuż przy włosach. Kości czaszki są
całe. Brak objawów wstrząsu mózgu. Oczywiście
należy ją uważnie obserwować. Gdyby nastąpiło po-
gorszenie, musi natychmiast tu wrócić. - Markus cze-
kał na ciąg dalszy relacji, a lekarz przyglądał mu się
badawczo. - Jakieś pytania?
- To już wszystko? Nie ma innych dolegliwości?
- Badania nic więcej nie wykazały - odparł doktor
z pobłażliwym uśmiechem.
- Mogę ją zobaczyć?
- Zabieg jeszcze trwa, ale zaraz kończymy. Po-
wiem siostrze, żeby pana zawołała.
Markus wściekał się, że musi czekać, ale milczał,
ponieważ Sylwia byłaby na niego zła, gdyby zaczął
się awanturować. Przypomniał sobie, że ma zadzwo-
nić do matki, więc natychmiast spełnił obietnicę. Po
zakończeniu rozmowy przypomniał sobie, że Sylwia
przyjazni się z Rose Carson. Starsza pani zapewne
będzie się niepokoić, jeżeli młoda lokatorka nie wróci
do domu. Szybko wystukał numer i opowiedział, co
się stało. Ledwie schował telefon komórkowy, w
drzwiach stanęła pielęgniarka.
- Do pani Bennett?
Markus poszedł za nią na oddział intensywnej
opieki medycznej. Tuż za szklanymi drzwiami była
S
R
separatka, gdzie leżała Sylwia. Przystanął i wziął głę-
boki oddech. Co jej powie? Zwykłe przeprosiny nie
wystarczą. Raz jeszcze westchnął i nacisnął klamkę.
Nawet jeśli Sylwia znienawidziła go na dobre, musiał
ją zobaczyć i przekonać się na własne oczy, że nic jej
nie jest.
W separatce panował półmrok. Markus spojrzał na
zegarek. Dochodziła północ. Blask niewielkiej lampki
z kloszem skierowanym ku górze otaczał wezgłowie
bladą, chłodną poświatą. Podszedł do łóżka.
- Sylwio? - powiedział przyciszonym głosem.
Oczy miała zamknięte. Spostrzegł, że próbuje
unieść powieki, ale wysiłek był zbyt duży. Wie-
dział, kiedy zorientowała się, kto stoi przy jej łóżku,
bo natychmiast odwróciła głowę do ściany.
- Idz stąd.
- Nie mogę - wykrztusił ze ściśniętym gardłem.
Milczała, więc dodał: - Przepraszam za tamte słowa.
Po chwili wahania postanowił wyznać całą prawdę.
- Cierpiałem, więc przy okazji tobie się dostało.
Nie odpowiedziała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]