[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Minęła godzina. Do tranzycji pozostało zaledwie czterdzieści pięć minut. Kapitan
powiódł wzrokiem.
- Tak, chłopcy. Wszystko już gotowe. Podajcie wyniki.
Smythe i Kovak, wspierani przez Noguchi'ego oraz Bennetta pracowali pełną parą.
Tylko raz doszło do drobnego spięcia. Simes mówił zbyt szybko, dlatego liczby, które
podawał, padały jednym ciągiem i trudno było je zrozumieć.
Landy zareagował natychmiast.
- Proszę powtórzyć!
- Do cholery, niech pan sobie wymyje uszy! - zagrzmiał świeżo upieczony astronauta,
mimo to powtórzył wszystko od początku. Kapitan spojrzał znad sterów, jednak po chwili bez
słowa komentarza pogrążył się w swej pracy.
Gdy tylko maszyna była gotowa na przełknięcie następnej porcji informacji, Blaine
zaczął podawać swój wynik.
W tym czasie Max już dawno uporał się także i z jego zadaniem i sprawdzał kolumny
cyfr, dyktowane przez kapitana, nie spuszczając oka z Simes'a. Wtem gdzieś w
podświadomości zadzwięczał dzwonek alarmowy.
- Kapitanie! Nie zgadzam się z pańskimi obliczeniami.
- Co proszę?
- Obliczenia są błędne, sir.
Kapitan nie wydawał się być zagniewany. Po prostu podał swą kartkę astronaucie.
- Niech pan sprawdzi. Simes przebiegł wzrokiem setki cyfr.
- Wszystko w porządku, kapitanie. Blaine spojrzał na Jonesa.
- Jakikolwiek błąd jest wykluczony. Mr. Simes i ja doprowadzimy całą tę zabawę do
szczęśliwego końca. Proszę się nie obawiać.
- Ale...
- Wykluczone! - powtórzył z kolei Simes.
Gotując się ze złości Max opuścił koło. Nie mógł jednak przestać liczyć. Kolejne
posunięcie astronauty tak czy owak musiało doprowadzić do ujawnienia pomyłki Blaine'a.
Niewielka korekta powinna wszystko załatwić.
Zauważył, że gdy maszyna wyświetliła kolejne dane i Lundy zaczął je sprawdzać,
Simes lekko się zawahał... co więcej - wyglądał na ciężko przestraszonego.
%7łeby w tej chwili dokonać korekty lotu, trzeba byłoby osiągnąć najwyższa, z
możliwych szybkości, czyli stanąć w punkcie krytycznym. Astronauta zastanawiał się przez
moment i przyspieszył, lecz była to zaledwie połowa tego, co Max uważał za niezbędne.
Blaine podał kolejną współrzędną, po czym przeszedł do następnych obliczeń. Kiedy maszyna
wyświetliła dane, błąd był już wyrazny, gdyż spotęgowany. Kapitan rzucił w stronę
astronauty zdumione spojrzenie. Za chwilę przystąpił do wyliczania kolejnej poprawki. Simes
zwilżył zeschnięte wargi.
- Kapitanie?...
- Mamy jeszcze czas... Sam to zrobię, Mr. Simes.
Podano mu liczby. Gorączkowo zaczął coś liczyć na swoim arkuszu. Zegar pokazywał
upływający czas. Mijały sekunda za sekundą, zaś Blaine ciągle liczył, łypiąc w stronę stopera.
- Uwaga!
Max spojrzał do góry.
Nad kopułą zawirowały gwiazdy. Blaine pociągnął za ster, niebo wygasło, a po chwili
rozjaśniło się ponownie, lecz w innych konfiguracjach. Kapitan oparł się o krzesło.
- No... - zatarł ręce z zadowoleniem - ...stwierdzam, że i tym razem jakoś poszło.
To mówiąc wstał i ruszył do wyjścia. Zanim jednak opuścił sterownię, odwrócił się w
stronę Simes'a.
- Niech pan mnie powiadomi, gdy tylko ustalicie współrzędne.
Po chwili wyszedł.
Max znowu zadarł głowę. Na podstawie obrazu, zapamiętanego z map, próbował się
zorientować, w jakiej części nieba się znajdują. Także Kelly popatrzył w górę.
- Tak... - mruknął za moment - Niewątpliwie jakoś to poszło, ciekawe tylko, dokąd
żeśmy trafili?... Simes rzucił spojrzenie na kopułę.
- Co pan chce przez to powiedzieć? - w jego głosie zabrzmiała grozba.
- Dokładnie to, co powiedziałem - odparł rachmistrz, pewny swego. - Na podstawie
długoletnich obserwacji stwierdzam, że nie znam tych gwiazdozbiorów, które mamy
szczęście podziwiać.
- Bzdura! Pan nie wie, co mówi. Proszę przynieść mapy i dopiero wtedy się okaże, kto
ma rację.
- Mapy są już na miejscu. Noguchi...
Nie potrzebował zbyt dużo czasu, aby przekonać każdego z obecnych, że się nie myli.
Wystarczyło tylko rzucić okiem. To właśnie zrobił Simes.
Po chwili podniósł głowę znad stołu, pokazując wszystkim bladozieloną, przerażoną
twarz.
- Proszę nie pisnąć nikomu ani słowem - wyszeptał - To rozkaz. Kelly, niech pan
zajmie moje miejsce.
- Tak jest, sir.
- Będę u kapitana.
14
Dwie godziny pózniej Max ponownie wspinał się po drabince do sterowni. Był [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pomorskie.pev.pl
  • Archiwum

    Home
    27. Roberts Nora Niebezpieczna miłość 01 Magiczna chwila
    Wojownik Trzech Światów 04 Strażnicy Kościuszko Robert
    Roberts Alison Medical Duo 493 Zatępcza matka
    Miloš Jesenský & Robert Leśniakiewicz Tajemnica księżycowej jaskini
    Roberts Nora Local Hero Jak dobrze mieć sąsiada
    Kościuszko Robert Wojownik Trzech Czasów 1 Elezar
    Nora Roberts Klucze (3) Klucz odwagi
    Ann Roberts Brilliant [Bella] (pdf)
    Haasler Robert Zbrodnie w imieniu Chrystusa
    Maddox Roberts John Conan mistrz
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl