[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Niewdzięcznik. - Flynn mrugnął do Zoe i wyszedł, zostawiając ich samych.
- Nie chciałabym, żebyś...
- Wybrałaś dobry wystrój - przerwał jej Brad. - Prosty i gustowny. Aatwo się domyślić,
o co ci chodzi, prześledzić twój plan.
- Nie przypuszczałam, że ktokolwiek będzie wglądał w moje plany.
- Robisz dobrą robotę. - Zawiesił głos, czując ciężar jej spojrzenia. - Dopracowany
projekt, trafne rozwiązania, wystrój obmyślony z polotem. Tylko dlaczego się upierasz, że
musisz wszystkiego dopilnować sama?
- Nie upieram się. Po prostu nie chcę, żebyś się czuł zobowiązany, to wszystko.
Uniósł brew.
- Niewdzięcznica.
Mimo woli parsknęła śmiechem.
- Może nie jestem wybitną siłą fachową. Ale nie wiem, czy ty się nadajesz do takiej
roboty. - Obeszła płytę, którą dla niej przycinał. - Chyba niezle sobie radzisz.
- Gdyby mój dziadek to usłyszał, pękłby z dumy.
Uśmiechnęła się do niego swobodnie i zdawkowo nad stertą drewna.
- Chciałabym sama przyciąć laminat. %7łebym potem mogła...
- Patrzeć na skończoną pracę, teraz i za rok, i mówić sobie: Hej, to moje dzieło .
- No właśnie. Nie sądziłam, że zrozumiesz. Wyprostował się i przechylił głowę.
- Czy wiesz, dlaczego tu wróciłem?
- Nie. Chyba nie.
- Może kiedyś mnie o to zapytasz. A teraz łap za pistolet, dobra? I zróbmy, co mamy
do zrobienia.
Musiała przyznać, że niezle im się razem pracowało, a Brad - wbrew obawom - nie
traktował jej z góry, wychodząc z założenia, że kobieta nie potrafi posługiwać się
narzędziami. Przeciwnie, uznał za rzecz oczywistą, że potrafi.
Owszem, bywał apodyktyczny. Gdy próbowała dzwignąć coś, co wydawało mu się za
ciężkie, natychmiast warczał, by dała sobie spokój. I uparł się, że sam przyniesie na górę
podręczną chłodziarkę. Ale machnęła na to ręką, bo właśnie smarowała klejem stolarskim
swoją pierwszą szafkę. Klej śmierdział mimo otwartych okien.
- Dobrze, że pracujemy małymi odcinkami - zauważył Brad. - Gdybyśmy smarowali
większe kawałki bez wentylatora, już byśmy byli naćpani.
- Przeżyłam coś podobnego dwa lata temu, gdy wymieniałam blaty w kuchni.
Zakręciło mi się w głowie, zupełnie jakbym była pijana. Musiałam wyjść i położyć się na
trawniku.
Przyjrzał się uważnie jej twarzy. Policzki zaróżowiły się nieco, lecz oczy pozostały
czyste.
- Gdy tylko coś poczujesz, daj mi znać.
- Na razie nic mi nie dolega. - Dotknęła kleju czubkiem palca. - Już prawie wyschło.
- Szkoda. Bo chętnie bym popatrzył, jak ci się kręci w głowie. Wyprostowała się i
spojrzała mu prosto w oczy.
- Jest tu dużo świeżego powietrza.
- Mimo wszystko jesteś lekko zarumieniona. - Musnął palcem jej policzek. - Masz
niesamowicie gładką skórę.
- To... no cóż, kwestia reklamy. - Nie była pewna, czy wcześniej się zarumieniła, teraz
jednak czuła wzbierające ciepło. - Większość produktów wypróbowuję na sobie. Na przykład
cudowne serum. Oszczędza czas.
- Doprawdy? - Uśmiechnął się leniwie, przeciągając palcem wzdłuż jej szyi. - To
chyba działa.
Nie zamierzam sprzedawać produktów, których sama nie przetestowałam.
- A co robisz z ustami?
- Słucham?
- Czego używasz? Bo masz miękkie usta. - Musnął je opuszką kciuka. - Gładkie i
kuszące.
- Jest taki balsam... nie rób tego.
- Czego?
- Nie całuj mnie. Nie chcę, żeby mi się wszystko pomieszało. I mamy jeszcze robotę.
- Słusznie. Ale przecież nie musimy pracować przez okrągłą dobę. Klej zdążył już
chyba wyschnąć. Jesteś gotowa?
Kiwnęła głową. Mimo powiewu świeżego powietrza czuła się jednak dziwnie. I to on
był winowajcą. Chyba zdawał sobie sprawę - wiedział, w jaki sposób wpływają na kobietę
takie przeciągłe, głębokie spojrzenia i niedbałe muśnięcia. Musiała zahartować serce, by nie
wpaść w poważne kłopoty.
Razem położyli laminat. Praca wymagała współdziałania i precyzji. Gdy już jedna
posmarowana klejem powierzchnia połączy się z drugą, nie ma odwrotu.
Kiedy opuścili płytę na miejsce, krawędzie dopasowały się należycie, a zaciskami
umocowali całość do wyschnięcia, Zoe cofnęła się o krok.
Tak, miała rację z tymi zaokrąglonymi brzegami, które przybrały subtelną, płynną
linię. Proste i praktyczne, a jednocześnie eleganckie. Klientki nie zwracają uwagi na
szczegóły, lecz na efekt końcowy.
- Niezle wygląda - rzucił Brad zza jej ramienia. - Można wywiercić zgrabne otwory na
przewody do tych gadżetów, których będziesz używała.
- Chodzi ci o suszarki i lokówki?
- Właśnie. %7łeby przewody nie plątały się wszędzie i nie zwisały z każdego blatu,
wywołując wrażenie bałaganu.
- Chciałabym, żeby było ekskluzywnie, a zarazem swobodnie.
- Co zamierzasz robić z ludzmi w pozostałych pomieszczeniach?
- Och, wchodzą w grę różne tajemne rytuały. - Nonszalancko machnęła ręką,
rozśmieszając go owym gestem. - A gdy już zarobię prawdziwe pieniądze, zamontuję w
łazience szwedzki prysznic i wannę hydroterapeutyczną. To będzie coś w rodzaju
wodolecznictwa Ale jeszcze nie teraz. Na razie zamierzam złożyć drugą szafkę.
Ona haruje jak wół, pomyślał Brad. Jej działania przekraczały zwykłą ochotę, a nawet
potrzebę intensywnej pracy. Kryło się pod nimi głębokie przekonanie, że musi robić to, co
robi. Przerwała tylko, by sprawdzić, co się dzieje z synem - czy jest syty i bezpieczny. Gdy
zaczęli przycinać laminat na drugą szafkę, reszta ekipy już szykowała się do odejścia.
Malory weszła na górę i stanęła jak wryta, podpierając się pięściami pod boki.
- Ho, ho! Ilekroć zajrzę, zawsze widzę coś nowego. Zoe, to wygląda kapitalnie.
Kolorystyka jest po prostu bajeczna. Twoja nowa szafka? - Podeszła bliżej. - Aż trudno
uwierzyć, że sama ją zrobiłaś.
- Niezupełnie sama. - Podeszła do Malory, masując z roztargnieniem zesztywniałe
ramiona. - Naprawdę wygląda fajnie, nie sądzisz? Wiem, mogłam kupić gotowe szafki, w
podobnej cenie, ale nie byłoby to właściwe. A jak tam na dole?
- Podłogi zrobione, kuchnia pomalowana. - Malory ściągnęła z włosów jasnoniebieską
chustkę, jak gdyby właśnie sobie o niej przypomniała. - Pierwsza warstwa farby nałożona, a
urządzenia wyszorowane do białości.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]