[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zewnętrznych ciemnościach bezkształtnych głosów i
mrocznych przepaści. Otworzył
skrwawione usta, aby wykrzyczeć swą wzgardę i wściekłość,
ale z gardła wydobył mu się
tylko niewyrazny bełkot.
Jednak koszmarny stwór, który sparaliżował i zabił
Ascalanta, wzbudził w barbarzyńcy
szaloną, bliską obłędu furię. Tytanicznym skurczem
wszystkich mięśni rzucił się w tył i nie
zwracając uwagi na ból rozdzieranego ramienia, powlókł
demona za sobą. Wyciągnięta ręka
króla zacisnęła się na czymś, co mimo oszołomienia
spowodowanego upływem krwi
rozpoznał jako swój złamany miecz. Zamachnął się i dzgnął
nim jak sztyletem, wkładając w
cios resztki sił, jakie mu pozostały. Złamane ostrze
wbiło się głęboko, a okropna paszczęka
rozdziawiła się z bólu, uwalniając ramię Conana, który
upadł na bok. Król podniósł się na
łokciu i jak przez mgłę zobaczył, że stwór wije się w
agonii, a z wielkiej rany, jaką mu zadał,
płynie szeroki strumień posoki. W chwilę potem skurcze
ustały i demon legł na posadzce,
dygocząc spazmatycznie i wybałuszając zasnuwające się
mgłą ślepia. Barbarzyńca zamrugał,
wycierając krew zalewającą oczy. Miał wrażenie, że stwór
topi się niczym masło na słońcu,
zamieniając się w mazistą, półpłynną masę.
Po chwili Conan usłyszał bezładny chór głosów i w
komnacie zaroiło się od
zaalarmowanych odgłosami walki dworzan: rycerzy, panów,
dam, gwardzistów i doradców
a wszyscy gadali, wrzeszczeli i kłócili się ze sobą.
Kilku żołnierzy z Legionu Czarnych
Smoków klęło i wygrażało wściekle, zgrzytając zębami i
łapiąc za rękojeści swoich mieczów.
Młodego oficera straży nigdzie nie było widać. Nie
znaleziono go też pózniej, a nie można
powiedzieć, że szukano niedokładnie.
Gromel! Volmana! Rinaldo! wykrzyknął Publiusz, radca
dworu, załamując nad
trupami pulchne ręce. Nędzni zdrajcy! Ktoś za to
zapłaci! Wezwać straż!
Straż już tu jest, stary durniu! uprzejmie zgasił go
Strona 164
Howard Robert E - Conan uzurpator.txt
Callantides, dowódca Czarnych
Smoków, w ferworze zapominając o randze Publiusza.
Lepiej przestań miauczeć i pomóż
opatrzyć królowi rany. Może się wykrwawić na śmierć.
Tak, oczywiście! krzyknął Publiusz, który był raczej
organizatorem niż człowiekiem
czynu. Musimy opatrzyć rany. Posłać po wszystkie
pijawki w zamku! Och, panie, cóż to
za wstyd dla miasta! Czyżby naprawdę cię zabito?
Wina! jęknął król z sofy, na której go położono.
Przytknięto mu puchar z winem do
okrwawionych ust, a on pił chciwie, jak człowiek półżywy
z pragnienia.
Dobrze mruknął, opadając na poduszki. Zabijanie to
strasznie wysuszające
zajęcie.
Zatamowano krew płynącą mu z ran i po chwili niespożyta
żywotność barbarzyńcy dała o
sobie znać.
Najpierw obejrzyjcie ranę od sztyletu w moim boku
polecił medykom. Rinaldo
wypisał tam swój ostatni żałobny tren i to ostrym rylcem.
Już dawno powinieneś był go powiesić mamrotał
Publiusz. Po poetach nie można
się spodziewać niczego dobrego& A to kto? Nerwowo
trącił obutą w sandał stopę trupa
Ascalanta.
Na Mitrę! wykrztusił dowódca Czarnych Smoków. To
Ascalant, dawny książę
Thune! Cóż za diabelski spisek ściągnął go tu z
pustynnego legowiska?
I dlaczego ma taki grymas na twarzy? szepnął
Publiusz, szeroko otwierając oczy i
cofając się z lękiem.
Inni także spojrzeli na martwego banitę i umilkli.
Gdybyś widział to, co ja widziałem warknął król
Conan, siadając na łożu mimo
protestów medyków wcale byś się nie dziwił. Spójrz na&
Cymeryjczyk urwał w pół słowa i rozdziawił usta. Palcem
wskazał puste miejsce na
podłodze. Potwór zniknął.
Na Croma! zaklął barbarzyńca. Ten demon rozpłynął
się chyba w powietrzu, tak
jak przybył!
Król majaczy& szepnęli dworzanie.
Conan usłyszał to i zaczął kląć w barbarzyńskim języku.
Na Badba, Morrigana, Macha i Nemaina! wrzasnął z
wściekłością. Jestem zdrów
Strona 165
Howard Robert E - Conan uzurpator.txt
na umyśle! To coś wyglądało jak skrzyżowanie stygijskiej
mumii z pawianem. Zjawiło się
znienacka i zbóje Ascalanta umknęli przed nim jak
szczury. Zabiło Ascalanta, zanim zdążyło
mnie wykończyć. Pózniej rzuciło się na mnie, ale zdołałem
je zabić chociaż nie wiem jak,
bo mój topór odbił się od jego łba jak od skały. Wydaje
mi się, że pomógł mi Epemitreus
Mądry&
Posłuchajcie tylko. Mówi o Epemitreusie, który nie żyje
od piętnastu stuleci! szeptali
między sobą dworzanie.
Na Ymira! ryknął król. Tej nocy rozmawiałem z
Epemitreusem! Wezwał mnie,
gdy spałem, i poszedłem czarnym korytarzem, na ścianach
którego widniały płaskorzezby
dawnych bogów, po kamiennych stopniach z wyrytymi
podobiznami Seta, aż dotarłem do
krypty i sarkofagu ze znakiem feniksa&
Na Mitrę, błagam cię królu, zamilcz! krzyknął
arcykapłan Mitry z twarzą szarą jak
popiół.
Conan potrząsnął głową jak lew wstrząsa grzywą, w jego
głosie pojawiły się grozne nuty.
Czyż jestem niewolnikiem, aby milknąć na twój rozkaz?
Ależ nie, nie, mój panie! arcykapłan trząsł się, lecz
nie ze strachu przed królewskim
gniewem. Nie chciałem cię obrazić.
Nachylił głowę do ucha króla i zaczął szeptać:
Panie mój, to przechodzi ludzkie pojęcie. Tylko wąski
krąg wtajemniczonych kapłanów
wie o czarnym korytarzu wykutym w sercu góry Golamiry i o
strzeżonym przez feniksa
sarkofagu, w którym przed piętnastoma wiekami złożono
Epemitreusa. Od tej pory żaden
żywy człowiek nie wszedł do grobowca. Kapłani, których
wybrał, złożyli Mędrca w krypcie,
po czym zamaskowali wejście tak, że nikt nie zdoła go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]