[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zarzutu. Podają jedynie fakty. Wspominają o zadawnionej
waśni, ale nie ukrywają, że oskarżenie zostało wycofane. -
Uśmiechnął się lekko. - I jeszcze coś, o czym nie wiedziałem.
Istnieje możliwość, że postawią zarzuty Candice. Prawdę
mówiąc, wątpię, by doszło do tego, ale teraz, nim znowu
spróbuje cię w coś wmanewrować, dwa razy się zastanowi.
Przez dobrą chwilę wpatrywał się w pobladłą twarz Hallie.
- Nie zapominaj, że dla większości jesteś zagadką. Nic o
tobie nie wiedzą. Reszta Corbettów zapracowała sobie na
swoją opinię, generalnie jak najgorszą, skoro więc zostałaś
zaatakowana przez Candice, to automatycznie zyskujesz. To
ty jesteś ta dobra. Więc nie martw się tak bardzo.
- A ty? Co z tego, że oskarżenie zostało wycofane, skoro
byłam aresztowana?
- Gdyby to był rezultat zwyczajnej sprzeczki, jak na
początku myślałem, pewnie byłbym zły - odrzekł, odchylając
się do tyłu. - Ale twoje stosunki z Candice to złożona historia.
Mieszkałaś z nią tak długo, że nie zdajesz sobie sprawy, jak
bardzo jest niebezpieczna. - Umilkł, a po chwili dodał,
pochmurniejąc: - Uważaj, żeby nie znalezć się z nią sam na
sam, bez świadków.
Może powinna się przeciwstawić, ale po wczorajszych
wydarzeniach zrobiła się ostrożna. Nie chciała, by coś takiego
jeszcze się powtórzyło. Dręczyła się myślą, że znając Candice
od najgorszej strony, nie zdawała sobie sprawy, jaka w istocie
jest. Może te ciągłe docinki i przykrości stępiły jej
wrażliwość, uśpiły czujność.
Wczorajsze aresztowanie było dla niej całkowitym
zaskoczeniem, a przecież powinna była czegoś się domyślić.
Zapewnienia Wesa, że ludzie postrzegają ją jako tę dobrą, też
może nie do końca pokrywają się z prawdą. Prędzej już może
działa fakt, że jest żoną Wesa. Tym bardziej powinna uważać,
by bezmyślnym działaniem nie brukać jego dobrego imienia.
Nie mogła powstrzymać kłębiących się myśli, opanować
coraz silniejszego niepokoju. Zona Wesa Lansinga powinna
chlubić się jego nazwiskiem, powinna być go warta. A ona?
Zadzwonił telefon. Marie musiała odebrać go w pokoju,
bo nie minęła chwila, a pojawiła się w kuchni.
- Pani Hallie, dzwonił pan Corbett. Powiedziałam, że
państwo jedzą lunch. Prosił, żeby pani do niego zadzwoniła.
- Dziękuję, Marie - odparła zaskoczona Hallie.
- Możesz zadzwonić z gabinetu - zaproponował Wes.
Hallie bawiła się kanapką, wreszcie odłożyła ją.
- Nie wiem, czy chcę.
- Dlaczego?
- Coś jest nie tak. Hank nigdy sam nie dzwonił, zawsze
komuś to zlecał. - I jak daleko sięgała pamięcią, nigdy sam jej
nie szukał, tylko posyłał po nią.
- Pewnie przeczytał gazety. - Wes skrzywił się z
dezaprobatą. - Co jak co, ale tego Candice mogłaby mu
oszczędzić. Nie jest w dobrym stanie, po co go denerwować.
- Candice walczy teraz o Four C - spochmurniała Hallie. -
I chyba nie wierzy, że Hank może umrzeć.
Popatrzył na nią badawczo.
- Czy to możliwe, że tym razem Hank zrobi wyjątek i
potępi jej wczorajszy wyczyn? %7łe Candice wpadła w tarapaty?
- Do Candice miał tylko jeden zarzut: że nie kocha Four C
- odparła Hallie i wzruszyła ramionami. - Ale skoro pochwalił
mnie wczoraj za małżeństwo z tobą, pewnie pochwali też
Candice. Może nie kocha rancza, ale walczy o nie.
Wes w milczeniu przetrawiał jej słowa.
- To nie jest to samo. Aresztowanie ciebie nie ma żadnego
wpływu na to, czy dostanie ranczo, czy nie. Chciała się na
tobie odegrać, zemścić się. Ty wzięłaś ślub za plecami Hanka,
by spełnić warunki testamentu i tym samym zagwarantować
sobie Four C.
- I nie skończyło się to żadnym skandalem -
podsumowała Hallie, widząc, do czego zmierza. - A moje
aresztowanie, owszem.
Uśmiechnął się lekko.
- Hank może się obawiać, że Candice pokrzyżowała jego
plany. Jeśli rzeczywiście chce się tobą posłużyć, to zależy mu,
żebyś miała ze mną jak najlepsze stosunki. I z nim. - Popatrzył
na nią uważnie. - Bardzo możliwe, że teraz masz u niego
lepszą pozycję, niż mogłabyś się spodziewać.
Tknęło ją dziwne przeczucie. Poczuła się nieswojo.
- Dlaczego?
- Być może chce wynagrodzić ci krzywdy. Ale cokolwiek
by nie zrobił, Candice będzie zazdrosna. Masz to jak w banku.
- Spochmurniał. - Dlatego, czy ci się to podoba, czy nie, beze
mnie nie ruszaj się stąd na krok. Zwłaszcza jeśli Hank
spróbuje wykorzystać testament, by w ten sposób
manipulować Candice. Tak, jak to zrobił z tobą. Tym razem
Candice przed niczym się nie cofnie.
Hallie odwróciła wzrok, rozważając w duchu możliwe
pomysły Candice.
- Zdajesz sobie chyba sprawę, że Candice nie jest w pełni
poczytalna - spokojnie powiedział Wes. - Dręczyła cię przez
lata, ale gdybyś nie była pod ręką, jej agresja zostałaby
skierowana na kogoś innego. Nie robiła tego, bo na to
zasłużyłaś albo było z tobą coś nie tak.
Ujmowała ją jego subtelność, ale nie mogła przyznać mu
racji.
- Już dawno powinnam była się im przeciwstawić.
- Jak? - zapytał sceptycznie. - Byłaś dzieckiem na łasce
niechętnej rodziny. Gdybyś za bardzo sprzeciwiała się
Candice, od razu by cię odesłali do domu dziecka.
Pokręciła głową.
- Mogłam wyjechać, gdy skończyłam osiemnaście lat.
- Ale przez ten czas zżyłaś się z ranczem, pokochałaś je.
Sama powiedziałaś, że nie mogłaś odejść, pozostawiając je w
rękach Candice. Zostając, miałaś nadzieję, że w końcu
zwycięży sprawiedliwość. Chciałaś mieć szansę.
- Mieć szansę - odparła z goryczą. - Całe szczęście, że w
Las Vegas nie poszliśmy do kasyna. Jeszcze by się okazało, że
mam duszę hazardzisty. I to hazardzisty najgorszego sortu:
takiego, co nigdy nie wygrywa, ale stawia do upadłego, jak
robot szarpiąc za rączkę maszyny.
- Nie oceniaj siebie zbyt surowo - ostudził ją. - Jeśli
kochasz Four C, tak jak ja kocham moje ranczo, postawiłabyś
wszystko, by je dostać i czekałabyś cierpliwie.
Hallie położyła serwetkę na stół, zacisnęła na niej palce.
Wszystko, co powiedział, miało przynieść jej ulgę,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]