[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wpływają na charakter.
51
Spojrzał na nią.
- Rozumiem, co masz na myśli.
- Wiem, że rozumiesz.
- Chciałbym zobaczyć tamten dom, do którego cię wysłali - rzekł Zach. Sam nie wiedział, czemu nagle przyszło mu to do
głowy. Nawet o tym nie myślał.
- Naprawdę? - zapytała. - Dlaczego? Nie jest to dobry przykład ciężkich doświadczeń we właściwym czasie i w
odpowiednich warunkach. - Wpatrzyła się w czubki swoich butów i wciągnęła powietrze. - Niechętnie wspominam to
miejsce.
- Jak tam było? - zapytał. Widział ją w myślach, samotną i zalęknioną.
- W zasadzie niezle. Opieka dobra. Znalazłam tam nawet jakieś przyjaciółki, no, może raczej znajome. Ale wolałam być
zupełnie gdzie indziej, taro gdzie czułabym się dużo lepiej. I to właśnie było niemożliwe.
Popatrzył na nią.
- Ze mną, prawda?
Kiwnęła głową.
- Chciałbym zobaczyć ten dom - powtórzył. - Chcę widzieć na własne oczy, gdzie przeżyłaś samotne miesiące ciąży. Być
tam, gdzie wtedy byłaś.
- Chyba możemy tam wpaść z niespodziewaną wizytą - stwierdziła Olivia. - To stąd na północ, tylko trzy godziny jazdy. -
Zesztywniała nagle. - Ciekawam, czy wciąż jest tam ten lekarz, który odbierał poród.
- Mam nadzieję, kurczę, że nie. Kto wie, komu jeszcze zdążył zepsuć życie.
- Najchętniej pojechałabym tam od razu jutro, żeby nie czekać i mieć to już za sobą.
- Jutro. Zwietnie.
Rozejrzała się po domu.
- Zabiorę chyba tylko parę rzeczy na dziś wieczór. Coś z ubrania i przybory toaletowe. Przecież i tak muszę tu wracać co
rano.
Zach usiadł w fotelu w salonie, a Olivia poszła do sypialni.
- Zach! - krzyknęła nagle. - Zach!
Poderwał się i pobiegł za nią. Olivia, blada, stała obok łóżka, zakrywając dłonią usta.
Aóżko pocięte było na strzępy i oblane czerwoną, lepką cieczą.
- Co to... Co to jest? - spytała drżącym głosem.
- Przypuszczalnie jakaś farba albo coś w tym rodzaju. - Zach uderzył pięścią w ścianę i sięgnął do kieszeni po komórkę.
- Zach, popatrz na to. - Olivia wyciągnęła rękę.
Pochylił się nad łóżkiem. Do poduszki ktoś przypiął kartkę z trzema wypisanymi na maszynie słowami: Kolej na
ciebie.
Kiedy Zach rozmawiał z policją, Olivia piła herbatę. Próbowała się uspokoić. Bezradność policjantów wytrącała ją jednak
coraz bardziej z równowagi.
Kto to był? Marnie? Johanna? Obie? Któraś z matek dziewcząt uczestniczących w konkursie? Nie, to już chyba przesada.
Oczywiście, wszystkie cztery matki - nie licząc Marnie - nie były wobec niej szczególnie przyjazne, ale przecież cała ta
historia zaczęła się wcześniej, zanim jeszcze Olivia zajęła się konkursem.
Policja wyszła i Zach wrócił do kuchni.
- Spakowałem ci torbę - powiedział. - Zabieramy się stąd.
- Spakowałeś rzeczy za mnie? - spytała zaskoczona, ale zaraz uświadomiła sobie, że mężczyzna, który samotnie
wychowuje nastolatkę, musi umieć spakować kobiece fatałaszki. Uśmiechnęła się. - Zawsze potrafisz poprawić mi humor.
Położył dłoń na jej ręce.
- Dopadniemy tę kreaturę. Nie wiem, kim jest, ale będziemy go mieć.
- Zdziwiły mnie znów te głupie pogróżki - zamyśliła się, upinając włosy w kok. - Najpierw ktoś chciał mnie udusić, a teraz
pisze jakieś kartki i maże pokój dżemem czy czymś podobnym. To czyste wariactwo.
- Masz rację. Choć z drugiej strony, cięcie łóżka nożem to już coś więcej niż agresja.
Olivia się wzdrygnęła.
- A myślałam, że opuszczając Glitza , zostawiam za sobą wszystkie te okropności. Nie podejrzewałem, że coś takiego
może mnie czekać akurat tutaj. Objęła się rękami. - Może moja dawna szefowa wynajęła jakiegoś bandziora, żeby zemścić
się na mnie za odejście?
- Jedno wiem na pewno: poza centrum miasta nie możesz nigdzie być sama, ani przez minutę - powiedział Zach. - Jeśli
policja nie potrafi cię ochronić, zrobię to za nich.
Wstała, podeszła do niego i przesunęła palcem po gładko ogolonym policzku.
- Z tobą czuję się bezpieczna. Wystarczy, że jesteś.
Przytulił ją i pocałował. W tym samym momencie tuż obok nich przeleciał ciśnięty przez kuchenne okno kamień. Rzucili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]