[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdawała sobie; sprawę, że nie może sprawić, że Matt odwzajemni; jej
uczucie. Nawet nie będzie próbowała o to zabiegać. Jeśli miłość ma coś
znaczyć, musi zrodzić się samoistnie, nie może być wymuszona.
Matt to rozumiał, bo kochał przecież zmarłą żonę.. Możliwe, że
pewnego dnia będzie zdolny oderwać się od wspomnień, ruszyć do
przodu, lecz serce ofiaruje nie jej. Szczęśliwą wybranką będzie inna
kobieta, nie Rachel Mackenzie.
R
L
Całe popołudnie czuł, że nad jego głową znowu gromadzą się czar-
ne chmury. Z jednej strony w przychodni wszystko wokół niego zaczę-
ło się walić, z drugiej Rachel cały czas zachowywała się w stosunku do
niego z chłodnym dystansem. Nawet dzisiaj po zebraniu, kiedy spo-
dziewał się, że mu pomoże znalezć jakieś rozwiązanie, oddaliła się pod
byle pozorem. Postanowiła odciąć się od owej namiętnej nocy, a on ża-
łował, że nie potrafi uczynić podobnie. Owszem, próbował, nawet bar-
dzo się starał, lecz niestety bez powodzenia. Wystarczyło, że znalazł się
blisko niej, a jego ciało natychmiast reagowało tak jak wtedy!
Zaklął pod nosem, sprawdził, czy wszystkie światła zostały poga-
szone, i zamknął przychodnię. Wsiadł do samochodu i skierował się w
stronę domu.
Do świąt Bożego Narodzenia został niecały tydzień, sklepy przedłu-
żyły godziny pracy, w mieście panował ogromny ruch. Matt dotarł
wreszcie do centrum i ustawił się w długiej kolejce przed jednym z
głównych skrzyżowań. Sznur samochodów posuwał się w żółwim tem-
pie, w końcu jednak przed nim stało już tylko jedno auto.
Zwiatła zmieniły się, samochód ruszył. Gdy był już na łuku zakrętu,
z bocznej ulicy wyjechała z dużą szybkością furgonetka i go starano-
wała. Samochód osobowy uderzył w latarnię, a kierowca furgonetki
pędził dalej, ocierając się o boki aut czekających na wjazd do wielopię-
trowego parkingu.
Oczywiście zrobiło się ogromne zamieszanie. Ludzie wysiadali,
chcąc zobaczyć, co się wydarzyło, ruch został całkowicie zatrzymany.
R
L
Matt wyskoczył z samochodu i podbiegł do zgniecionego auta. W środ-
ku były dwie dziewczyny. Wystarczył mu jeden rzut oka, by stwier-
dzić, że obie są ranne.
Nagle jakiś mężczyzna w średnim wieku odepchnął go i szarpnię-
ciem otworzył drzwi od strony pasażera.
- Proszę jej nie ruszać! - nakazującym tonem wykrzyknął Matt i
łokciem odsunął mężczyznę.
Przykucnął i sprawdził puls dziewczyny. Z ulgą stwierdził, że cho-
ciaż przyspieszony, jest silnie wyczuwalny. Z boku głowy, tuż nad le-
wym uchem, ofiara miała paskudną ranę. Najprawdopodobniej odła-
mek szkła ze stłuczonej szyby przeciął skórę. Dziewczyna była w szo-
ku i nie bardzo wiedziała, co się dookoła dzieje, lecz sprawiała wraże-
nie, jak gdyby nie odniosła poważniejszych obrażeń. Niemniej do-
świadczenie nauczyło Matta, by niczego z góry nie przesądzać.
Zwrócił się do nieznajomego mężczyzny:
- Jestem lekarzem. Nie wydaje mi się, żeby ofiara odniosła poważ-
ne obrażenia, ale nie należy jej ruszać, dopóki nie przyjedzie pogoto-
wie. Czy może pan stanąć tutaj i pilnować, żeby jej nie wyciągano, a ja
zajmę się kierowcą?
Mężczyzna najwyrazniej nie miał ochoty słuchać poleceń Matta.
Tymczasem jakaś kobieta przepchnęła się przez tłum gapiów, podeszła
do niego i rzekła:
- Rób, co doktor Thompson mówi, Alf. On się na tym zna.
Matt błogosławił ją w duchu za te słowa. Pobiegł z drugiej strony
auta sprawdzić, w jakim stanie jest nastolatka, która siedziała za kie-
R
L
rownicą. Drzwi z jej strony były wgniecione i zablokowane, lecz z po-
mocą jakiegoś przypadkowego gapia Mattowi udało się otworzyć tylne
drzwi i dostać się do środka. Nie miał dużego pola manewru, ponieważ
fotel kierowcy przełamał się na pół i opadł na tylne siedzenie.
Matt przecisnął się jak najdalej do przodu i przyłożył palce do tętni-
cy szyjnej dziewczyny. Serce zabiło mu mocniej, gdy z początku nie
mógł w ogóle wyczuć pulsu. Spróbował ponownie. W końcu wyczuł
bardzo słabe tętno. W dziewczynie słabiutko tliło się jeszcze życie.
- Matt?
Na dzwięk znajomego głosu obejrzał się, a kiedy dostrzegł Rachel
zaglądającą do wnętrza samochodu, od razu poczuł się pewniej.
- W samą porę! Przyda się twoja pomoc - rzekł, starając się nie
okazać, jak bardzo się cieszy z jej obecności.
Pochylił się, usiłując ocenić obrażenia dziewczyny, lecz niewiele
mógł dojrzeć. Nogi nastolatki uwięzły pod zgniecioną maską samocho-
du i nie było sposobu stwierdzić, jak bardzo ucierpiała.
- Psiakrew! - zaklął i zaczął ostrożnie wyczołgiwać się do tyłu.
Wewnątrz wszędzie sterczały ostre kawałki metalu, o które bał się
pokaleczyć. W końcu udało mu się wydostać z pułapki i stanął twarzą
w twarz z Rachel. Starał się nie myśleć o tym, jaka jest piękna w świe-
tle ulicznych lamp. Rachel nigdy nie ukrywała, że nie szuka stałego
partnera, a poranek po ich wspólnie spędzonej nocy był tego najlep-
szym dowodem. Gdyby owa noc coś dla niej znaczyła, nie zapomniała-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]