[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cały czas - bo w takim przypadku uznałby, że jest nerwowa z natury. Przecież wcale jej nie znał i liczyło się
pierwsze wrażenie.
Ale analizując w myślach ich spotkanie, uświadomił sobie, że była na zmianę swobodna i czujna. Tak,
jakby chwilami się odprężała, zapominając o jakimś dręczącym ją problemie. Natomiast gdy rozmowa
stawała się zbyt poufna, odpowiadała wymijająco na jego pytania i dążyła do zmiany tematu.
Co się z nią działo? Coś było nie tak w tym domu i na pewno miało to jakiś związek z chłopcem.
Może Spencer był przybranym dzieckiem Jordan. A może własnym, tylko ona nie przyznawała się, że jest
samotną matką. Nie. Czegoś takiego nie da się ukryć. Poza tym powiedziała, że Spencer nie jest jej synem. A
chłopiec opowiadał o rodzicach i swoim domu w Filadelfii.
Tak czy inaczej Beau był prawie pewien, że Jordan ukryła przed nim - i przed swoim wspólnikiem - coś, co
wiązało się ze Spencerem. Ale to nie była jego sprawa. Nie zamierzał się więcej spotykać z Jordan Curry... K
Pomimo obietnicy złożonej Spencerowi przed wyjściem.
Spencer... Nie, kobiecie można składać obietnice, których nie zamierza się dotrzymać, ale nigdy dziecku,
skarcił się w myślach. Przyrzekłem, że pójdę z nim do zoo. Nie mogę teraz zniknąć jak kamfora.
Nie miał pojęcia, dlaczego zaprosił chłopca do zoo. Ale musiał dotrzymać słowa. Postanowił, że wpadnie
do nich przed wyjazdem do Karoliny Północnej. Wymyśli jakąś wymówkę i wykręci się od wycieczki. Stłu-
mił wyrzuty sumienia, pojawiające się w jego świadomości. Pomyślał, że kiedy wróci z urlopu, Spencer na
pewno będzie już w domu, w Filadelfii, a on raz na zawsze zapomni o wdziękach Jordan Curry. Taką miał
nadzieję.
Ku zaskoczeniu Jordan, film był wesoły. Oczywiście sama nigdy nie wybrałaby animowanej komedii o
podróży gadającego fortepianu do innej galaktyki, ale śmiała się z dowcipów sytuacyjnych razem ze
szczerze ubawionym Spencerem.
Obejrzeli film, siedząc w tylnym rzędzie zatłoczonego kina i pogryzając czekoladki oraz popcorn z dużego
kubełka. Jordan postarała się, żeby weszli na salę w czasie reklam, kiedy zgaszono już światła, i wyszli jako
Jedni z pierwszych, gdy tylko na ekranie pojawiły się napisy końcowe. Spencer nie protestował. Tak bardzo
chciało mu się siusiu, że aż się skręcał.
Dla Jordan był to kolejny problem. Czy powinna go puścić samego do męskiej toalety? Czy raczej wziąć
ze sobą do damskiej? Zastanawiała się nad tym, prowadząc go szybko do łazienki, znajdującej się przy
wyjściu. Nie wiedziała, jak postępuje w takiej sytuacji matka małego dziecka, ale przecież nie miała wyboru.
Nie mogła spuścić chłopca z oczu.
Zaprowadziła go do toalety dla pań i czekała przy kabinie. Chciała jak najszybciej wyjść z kina. Wybrała
Cineplex na przedmieściu, oddalonym o dwadzieścia minut jazdy od Georgetown. Chociaż wątpiła, żeby na
poranek przyszli jacyś jej znajomi, wolała nie ryzykować.
Bardzo ją martw ił brak wieści od Phoebe.
- Spencer? Wszystko w porządku?! - zawołała, stukając w drzwi. Przed trzema kabinami już ustawiła się
kolejka.
- Uhm. Już wychodzę.
Usłyszała, jak szarpie zasuwkę. Drzwi się nie otworzyły.
- Oj! - jęknął Spencer. Zasuwka znów zaklekotała.
- Spencer? Nie możesz otworzyć?
- Próbuję.
- Ile lat ma pani synek? - zapytała jedna z kobiet z kolejki.
Jordan chciała wyjaśnić, że Spencer nie jest jej dzieckiem, ale przecież w ten sposób zwróciłaby na siebie
uwagę.
- Cztery - odpowiedziała krótko i przysunęła się do drzwi. - Spencer, przesuń zasuwkę w bok, dobrze? -
poprosiła.
- Próbuję, ale się nie da.
Jordan spojrzała w dół, próbując ocenić, czy zdoła się przecisnąć pod drzwiami kabiny. Już miała to zrobić,
gdy usłyszała szczęk i drzwi się otworzyły.
- Dzięki Bogu! Już miałam cię ratować. - Pochyliła się, chcąc przytulić Spencera, ale on odskoczył.
Kobieta, która pytała o jego wiek, pocieszyła Jordan konfidencjonalnym tonem:
- Mój synek też ma cztery latka i nie lubi, kiedy przytulam go przy ludziach.
Jordan odpowiedziała grzecznym uśmiechem.
- Nie jestem jej synem - poinformował Spencer tę i pozostałe panie w pomieszczeniu.
Przerażona Jordan poprowadziła go prosto do drzwi, mijając umywalki, chociaż krzyczał, że mama zawsze
każe mu myć ręce po wyjściu z ubikacji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]