[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hrabina na jej widok wydała okrzyk zadowolenia.
- No jak, Randolphie? Powiedz, czy swą magiczną różdżką odmieniłam
Udelę wedle twego życzenia?
- Zawsze uważałem, babciu, że potrafisz czynić cuda - odrzekł książę - a
teraz mam tego namacalny dowód, który zapiera mi dech w piersiach!
Udela zaskoczona jego obecnością, nie śmiała podnieść na niego wzroku.
Ale czując, że oboje, i starsza pani, i książę, czekają na jej słowa, odezwała
się:
- Jesteś bardzo... uprzejmy. Bardzo... dziękuję!
- Szkoda, że nie mamy więcej czasu, by przedstawić Udelę rodzinie -
powiedziała hrabina. - Zresztą i tak zrozumieją, dlaczego dosięgła cię strzała
Erosa.
- Nie umiałbym tego ująć lepiej, babciu - odrzekł książę - lecz oczywiście,
tak właśnie się stało.
Udela uchwyciła w jego głosie pogardliwą i zdradliwą nutę. Czuła, że
powinna ostrzec go, iż niektórzy z jego przyjaciół mogą uznać jego zaręczyny
za dobry dowcip, i wtedy pierwszy raz przyszło jej do głowy, że pierwszą
osobą, która rozszyfruje ich układ, będzie lord Julius.
Natychmiast gdy opuścili pokój hrabiny, postanowiła podzielić się z
księciem swymi obawami.
- Chciałabym porozmawiać - poprosiła nieśmiało.
- Oczywiście - odrzekł książę - lecz za chwilę podadzą kolację!
- To nie potrwa długo.
Pomyślała, że być może powinna poczekać do zakończenia posiłku.
Równocześnie czuła, iż nie przełknie kęsa, póki nie podzieli się swoimi
podejrzeniami. Weszli do salonu, który był jeszcze większy i piękniejszy niż
biblioteka. Wszystkie obrazy wiszące na ścianach należały do poprzedniej
hrabiny Oswestry, lecz Udela nie zwracała na nie uwagi, tylko utkwiła
niespokojny wzrok w twarzy księcia.
- Widzę, że czymś się martwisz. Co cię gnębi? - zapytał z niepokojem.
- Chodzi o pana... brata... lorda Julisa - odparła Udela i spłoniła się. - On
będzie wiedział, że udajemy, przecież ja wczoraj przyjechałam do Londynu...
na jego polecenie.
Przypuszczała, że książę będzie zbity z tropu, lecz on tylko rzekł:
- Pomyślałem już o tym. Jeśli zagadnie cię, powiesz mu to, co ustaliliśmy,
że byłaś zbyt młoda na małżeństwo. - Udela podniosła na niego wzrok, a on
kontynuował: - Dlatego chciałaś sama się utrzymywać, dopóki nie nadejdzie
pora, gdy uznam, że możemy ogłosić nasze zaręczyny.
Udela wstrzymała oddech, a oczy jej błyszczały.
- Jest pan mądry... niezwykle mądry.
- Spodziewam się, że tak właśnie postąpiłabyś w podobnych
okolicznościach, i wydaje mi się, że po śmierci ojca nie napisałabyś, żebym
po ciebie przyjechał.
- Nie, rzeczywiście nie zrobiłabym tego - zgodziła się Udela - ponieważ
mógłby pan pomyśleć, że próbuję go usidlić, tak jak... inne kobiety.
- Jesteś pewna, że sama zmagałabyś się ze swoim losem? - zapytał książę.
Udela pomyślała, że cynicznie nie chciał uwierzyć, iż nie powiadomiłaby
go o swej sytuacji. Po chwili zaś powiedziała:
- Myślę, że jeśli kobieta kocha mężczyznę... naprawdę go kocha.... nie
chciałaby go usidlić ani złapać, ani więzić, tylko pragnęłaby, by czuł się
wolny.
- I jesteś pewna, że tak właśnie zachowywałabyś się wobec mężczyzny,
którego byś kochała? - pytał dalej książę.
- Na pewno nie próbowałabym go zmusić do miłości. Miłość trzeba umieć
dawać, a nie... brać. Miłość musi być spontaniczna i musi pochodzić z serca, a
nie z umysłu.
Książę wyglądał na zaskoczonego.
- Kto ci to powiedział?
- Nikt nie mówił mi, co mam myśleć o miłości, bo instynktownie wiem, co
się wtedy czuje. Ja widziałam miłość.
Teraz już w głosie księcia zabrzmiała wyrazna kpina, gdy zapytał:
- Co ty mogłaś widzieć? Czy to w Little Storton było tyle miłości?
Po raz pierwszy rozgniewał ją lekceważący ton księcia, ale nie bała się go
już tak bardzo jak ubiegłej nocy.
- Wszystko sprowadza się do ludzkiego serca. Moi rodzice bardzo się
kochali, a we wsi mieszkało wielu ludzi, na których pan nie zwróciłby nawet
uwagi, a którzy mimo wszystko są ludzkimi istotami, zdolnymi do
przeżywania głębokich, prawdziwych uczuć.
Mówiła z taką pasją, że przeraziła ją własna śmiałość. Książę nie
odpowiadał, więc po chwili dodała uniżonym tonem, jakim dotąd zwracała się
do niego:
- Proszę mi wybaczyć, nie powinnam mówić takim tonem. Przepraszam...
- Nie przepraszaj - odparł książę. - Jeśli mamy spędzać wiele czasu we
własnym towarzystwie, nie do zniesienia byłoby, gdyby któreś z nas nie
mówiło prawdy. Dziwi mnie tylko, że jesteś taka sentymentalna.
- Dlaczego?
- Bo jesteś bardzo młoda, a podchodzisz do tematu miłości bardzo
poważnie.
Udela uśmiechnęła się.
- Tata kiedyś powiedział, że kobiety zaczynają marzyć o miłości zaraz po
urodzeniu, a mężczyzni dopiero gdy sami się zakochają.
Książę roześmiał się.
- Twój ojciec musiał być filozofem.
- Myślę, że raczej pilnie obserwował ludzką naturę.
- To dlatego został duchownym?
- Prawdziwy powód był taki, że chciał uciec od różnych rodzinnych
problemów i od życia w Northumberland. Poza tym był sportowcem. Zresztą
dlatego nazywano go polującym pastorem".
- A więc zostałaś wprowadzona w świat sportu!
- Często polowałam z tatą, gdy mieliśmy konie - odparła Udela. - To on
założył w wiosce klub krykieta. Zwyciężaliśmy wszystkich dookoła.
- A wracając do pierwotnego tematu naszej rozmowy, co jeszcze twój
ojciec mówił o miłości?
- Zwykł powtarzać, że jeśli mężczyzna jest dobrym sportowcem,
niezależnie jakiego formatu, będzie również dobrym mężem.
- A jeśli jest złym sportowcem?
- To unieszczęśliwi swoją żonę i będzie ją bił, zanudzał, a nawet oszukiwał
zarówno we własnym domu, jak wszędzie indziej.
- Szkoda, że nie miałem okazji porozmawiać z twoim ojcem - zaśmiał się
książę.
- Był niezwykłym człowiekiem i bardzo kochał życie, póki... nie umarła
moja mama. Potem... wszystko się zmieniło.
W głosie Udeli wyraznie zabrzmiał cichy szloch, ale major-domus
zapowiedział kolację i musieli zakończyć tę rozmowę.
Bojąc się, że nudzi księcia, mówiła mu o obrazach, o koniach i książkach,
które widziała w bibliotece.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]