[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Najgorzej jest, kiedy ktoś tak tylko coś rzuci, zamiast po-
wiedzieć całą prawdę. Pewnie gdyby pociągnęła go za język,
dowiedziałaby się więcej, ale wcale tego nie chciała. Jej
uczucia do tamtego mężczyzny były nowe i splątane i nie
potrzebowała dodawać do nich kolejnych elementów.
Kiedy odprowadzała Charliego do samochodu, ukazał się
Peter. Charlie odsunął szybę i szepnął konfidencjonalnie:
- To bardzo przyzwoity facet, potrafiłby się wami zająć,
tobą i Joshem.
Ugryzła się w język, by mu nie powiedzieć, że to jej
sprawa. Zaprosiła Petera do domu; zapytał, co słychać.
- Nic specjalnego - odparła - stara bieda. Praca, dom
i czas jakoś płynie, a co u ciebie?
Peter najwyrazniej przyszedł w konkretnej sprawie.
- Czas płynie - powtórzył. - To co z nami będzie?
S
R
- Jak to, co? - Selina zesztywniała.
- Chyba czas się pobrać. To najlepsze wyjście dla nas.
Może dla ciebie, pomyślała, próbując nie okazać zdu-
mienia. Ona nie szukała wyjścia. Do niedawna miała wspa-
niałego męża i nie zamierzała się teraz zadowalać byłe kim.
Jeśli kiedykolwiek się zdecyduje na powtórne zamążpójście,
zrobi to tylko z miłości, z wielkiej, szalonej miłości. Zna
nawet kogoś, kto potrafi w niej wzbudzić takie uczucie. Nie-
dawno czuła jego rękę w swojej, czuła jej dotyk na poli-
czku...
- Co ty na to? - ustalał Peter.
Co ona na to? Na tę jego śmieszną propozycję?
- Chyba się przesłyszałam - odparła cicho, czując na
sobie jego spojrzenie, taksujące ją jak karoserię uszkodzo-
nego samochodu. - Jeśli myślisz, że swoją propozycją wy-
świadczasz mi przysługę, to się mylisz. Nie mam zamiaru
wychodzić za mąż.
Jego spojrzenie zrobiło się twarde, nieprzyjazne.
- A co z tym facetem, z którym wtedy przyszłaś?
Poczuła, jak ogarnia ją gniew. Najpierw głupie aluzje
Charlie'ego, a teraz jeszcze to.
- Kane jest moim kolegą z pracy - oświadczyła sucho.
- Wolałabym, żebyś go w to nie mieszał.
Peter poczerwieniał. .
- Jeszcze sama zobaczysz! Przekonasz się, co kto wart!
- wybuchnął i wyskoczył z domu, trzaskając drzwiami.
Następnym gościem okazał się Gavin. Wpadł pożyczyć
jakieś naczynie potrzebne Jill do wypieku ciasta. Tym razem
Selina sama skierowała rozmowę na Kane'a.
- Chcielibyśmy z Kane'em zabrać gdzieś dzieciaki, kie-
S
R
dy będziemy mieli wolne - oznajmiła niewinnie. - Zgodzi-
cie się?
- W każdej chwili! - Brat najpierw się roześmiał, a potem
spoważniał. - Kane to ten nowy, którego ci przydzielono?
Przytaknęła.
- Jak ci się z nim pracuje? - zapytał. - Oboje z Jill
chcielibyśmy, żeby ci było dobrze. Wiesz o nim coś więcej?
Prawdę mówiąc, nic nie wiedziała i bratu mogła to po-
wiedzieć wprost.
- Nie, pracujemy dopiero od niedawna. Zaproponował,
żebyśmy gdzieś wzięli dzieci, bo mu napomknęłam, że wy-
korzystuję Jill i chciałabym się jej jakoś zrewanżować.
Gavin nie pytał o nic więcej.
- Doskonały pomysł - zgodził się z entuzjazmem. -
Musisz swojego kolegę zaprosić do nas kiedyś na drinka.
- Z przyjemnością.
Po wyjściu brata natychmiast położyła się spać. Co za
wieczór! Najpierw Charlie ze swoimi aluzjami, potem Peter
z absurdalną propozycją małżeńską, i na koniec - Gavin,
jak zwykle rozsądny i wyrozumiały.
Trzej zupełnie różni mężczyzni. A do tego ten czwarty,
Kane... Właśnie o nim myślała, zanim zmorzył ją sen.
Kane nie mógł zasnąć w swoim nieprzytulnym miesz-
kaniu na najwyższym piętrze szaroburego bloku.
Wieczorem pojechał zobaczyć tamten dom na wsi i teraz
nie przestawał o nim myśleć. Czuł, że to wymarzona sie-
dziba dla nich obojga, ale była to myśl do natychmiastowego
odrzucenia. Po pierwsze dlatego, że Selina nie okazywała
entuzjazmu, kiedy wspominał, że chętnie przeniósłby się na
S
R
wieś i zamieszkał niedaleko niej, a po drugie... Po drugie,
kiedy przejeżdżał obok jej domu, zauważył wychodzącego
tamtego faceta z warsztatu. Tego samego, który patrzył na
niego wilkiem, kiedy Selina ich sobie przedstawiała.
Znają się od dawna, to podobno kuzyn jej męża. Przy
kimś takim na pewno czuje się bezpieczna i spokojna. A on,
Kane, kim dla niej jest? Wielką niewiadomą, człowiekiem
znikąd, mężczyzną, który dotąd miewał tylko przelotne ro-
manse.
Dopiero kiedy ją zobaczył, zrozumiał, ze może być ina-
czej. Nigdy dotąd żadna kobieta nie wzbudziła w nim takiej
czułości. Rozumiał jednak, że nie tylko ten facet z warsztatu
jest jego konkurentem: jest jeszcze Dave, a właściwie pa-
mięć o nim. To jego imię wypowiedziała przez sen, wtedy
w karetce.
Powinien jak najszybciej zapomnieć o cudownym domu
nad kanałem, mimo że mógłby go kupić w każdej chwili.
Niczego nie wolno przyśpieszać. Selina potrzebuje czasu,
podobnie jak jej syn. Chłopiec tęskni za ojcem i może wcale
nie chce, by jakiś obcy mężczyzna próbował go zastąpić.
Następnego dnia, kiedy rano przyszła do pracy, zastała
go pogrążonego w ożywionej rozmowie z Denise.
Nowa koleżanka robiła do Kane'a słodkie oczy i wy-
raznie dawała do zrozumienia, że jest żywo zainteresowana
bliższą z nim znajomością. Selina poczuła się jak piąte koło
u wozu, bo kimże ona jest? Nieszczęśliwą wdową z małym
dzieckiem. Dziecko, oczywiście, jest urocze, ale nie stanowi
zbyt wielkiej zachęty dla kandydatów na nowego towarzysza
życia.
S
R
Kane spojrzał na nią obojętnie.
- Dzień dobry - rzucił. - Jak się masz?
- Wszystko w porządku - odparła takim samym tonem
i minęła ich bez słowa.
Zdziwiły ją własne myśli. Co też jej przychodzi do gło-
wy! Nowy towarzysz życia! Czyżby wybierała się za mąż?
Dopóki nie poznała Kane'a, w ogóle nie brała pod uwagę
takiej ewentualności. Po śmierci Dave'a pogodziła się z lo-
sem. Dopiero Kane... Zjawił się i zburzył z takim trudem
budowany spokój. Zafascynował ją bez reszty.
Ciekawe, czy ona zrobiła na nim jakieś wrażenie? Nic
na to nie wskazuje. Kane nie wie, jak bardzo ona pragnie
znowu śmiać się i być szczęśliwa. Jak bardzo chce znowu
czuć, że komuś się podoba i ktoś jej pożąda. Tak długo żyła
pogrążona w smutku i rozpaczy; wreszcie nadeszła pora
przebudzenia. Tylko czy ktoś poza nią gotów jest to zro-
zumieć?
Tego dnia pełnili dyżur w samym centrum miasta, w re-
jonie wzmożonego ruchu i wielkich biurowców.
Wezwanie kilka przecznic dalej dostali zaraz po przy-
jezdzie. Jakiś starszy człowiek próbował przejść przez ulicę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]