[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przedstawienia... Jedynym ustępstwem wobec mojej przeszłości było
poproszenie Gilberta Dane'a o pożyczkę. - Na twarzy Gila pojawił się słaby
uśmiech. - Oczywiście, Gilbert Dane nie miał zaufania do swego nowego
wcielenia, ale Gil go przekonał. Dane udzielił mu pożyczki, lecz na bardzo
wysoki procent, bez żadnych ulg. Kiedyś Gil nie mógł spłacić raty w terminie i
doszło między obu panami do poważnej rozmowy. Gil poczynił wówczas kilka
szczerych uwag na temat charakteru Dane'a i czuł, że następnym razem nie
powinien zwracać się do niego o pożyczkę. - Gil skrzywił się lekko, widząc, że
jego poczucie humoru tym razem nie rozbroiło Jane. - Jane, kochanie, kocham
cię! - powiedział szczerze. - Nigdy nie chciałem cię oszukać! Chciałem
powiedzieć ci prawdę, ale kiedy zrozumiałem, że ty również mnie
pokochałaś... to znaczy pokochałaś Gila Wakehama... wtedy było już za pózno.
Obawiałem się, że cię stracę... A jeśli chodzi o Connie... Między nami od
138
S
R
dawna nic nie ma. Tamtego wieczoru po przyjęciu powiedziałem jej wprost,
żeby nie liczyła na nasze małżeństwo, ponieważ kocham ciebie...
- Och, Gil, dlaczego ty nic nie rozumiesz! - zawołała poruszona. - Tu nie
chodzi tylko o Connie. Nie rozumiesz, że mnie oszukałeś?
- Ale przecież wyjaśniłem ci, że z Connie...
- Nie chodzi o Connie! - powtórzyła. - Mam na myśli twoje opowieści o
drodze w nieznane, o niepewności jutra. Udawałeś lekkoducha, którego prócz
gwiazdzistego nieba nic więcej nie interesuje, który nie przywiązuje wagi do
spraw materialnych... To wszystko było kłamstwem, ponieważ w
rzeczywistości jesteś bogatym człowiekiem, który może mieć wszystko, co
tylko chce! Zawsze mogłeś powrócić do swego luksusowego apartamentu!
Ty... ty maklerze! - Ostatnie słowo zabrzmiało w jej ustach jak najgorsze
przekleństwo.
- Jeszcze kilka tygodni temu makler był w twoich oczach człowiekiem
godnym podziwu - powiedział głuchym głosem.
- Ale zmieniłam się! - krzyknęła. - To ty nauczyłeś mnie czegoś innego.
Ale dla ciebie była to tylko gra... Gdy cię zmęczyła, wróciłeś do swego
prawdziwego życia, nieprawdaż, panie Dane?
- Wolałbym, żebyś tak mnie nie nazywała. - Skrzywił się lekko. - Jestem
Gil Wakeham.
- Gil Wakeham nie istnieje - mówiła z pasją. - To tylko aktorska rola,
udawanie... A ja nie chcę być częścią twojej gry. - Z wysiłkiem wciągnęła
powietrze. - To już koniec - powiedziała.
- Co to znaczy koniec? - Patrzył na nią przerażonym wzrokiem.
- %7łarty się skończyły. Pożyczyłam ci pieniądze, ponieważ myślałam, że
są ci naprawdę potrzebne...
- Ależ były!
139
S
R
- Bzdura! Wracaj w skórę Gilberta Dane'a!
- Nie mogę. On nie chce mieć ze mną nic wspólnego.
- Przestań mówić jak schizofrenik.
- Ale to naprawdę są dwie różne osoby - tłumaczył z uporem. -
Przyjrzałem się Dane'owi dokładnie i naprawdę przestał mi się podobać. Był
tylko maszynką do robienia pieniędzy... Nigdy nie miał czasu dla innych ludzi,
ponieważ nie potrafił oderwać się od liczb. Czułem, że istnieje druga strona
mojej osobowości, ale nigdy nie dałem jej szansy na rozwój. To właśnie jest
Gil Wakeham. On mną zawładnął i dopiero w jego skórze czuję się
naturalnie... Chcę nim pozostać. Ty również pokochałaś Gila Wakehama, a ja
pragnę być nadal tym mężczyzną, którego kochasz! Potrzebuję jednak twojej
pomocy... Błagam cię, Jane, nie obsadzaj mnie z powrotem w roli Gilberta
Dane'a!
- Słowa, słowa, słowa... - Zatkała uszy i odwróciła głowę. - Jesteś mocny
w mówieniu. Powinieneś wcześniej wyjawić mi prawdę.
- Bałem się, że wszystko zepsuję... A przecież było tak cudownie.
- Teraz jest za pózno...
- Nie może być za pózno - powiedział z uporem. - Pomóż mi, Jane.
Muszę dostać te zamówienia od Joego Stebbinsa!
- Szczerze ci tego życzę - rzekła obojętnie.
- Jane, nie dam sobie rady bez twojej pomocy - zaczął znów prosić. -
Opracowaliśmy wielkie pokazy, które wymagają pracy dwóch osób.
- Wez do pomocy Tommy'ego. Będzie zachwycony.
- Tommy pływa teraz po kanale na kursie żeglarskim. Nawet nie mogę
się z nim skontaktować. A poza tym... chcę ciebie! Razem pracowaliśmy nad
tym programem. Proszę cię, Jane... To tak wiele dla mnie znaczy... W
przyszłym tygodniu robię następny pokaz w Wellhampton, na który zaprosiłem
140
S
R
Stebbinsa. Mam nadzieję, że da mi zaliczkę i będę mógł cię spłacić, nie
korzystając z pomocy Dane'a.
- Zgoda - powiedziała. - Daję ci jeszcze dwa tygodnie.
- I pomożesz mi przy pokazie?
- Co to, to nie! Już nie zamierzam odpalać fajerwerków.
- Przynajmniej przyjdz i popatrz. Będzie tam niespodzianka przeznaczona
specjalnie dla ciebie.
- Czy nie rozumiesz, że wszystko się skończyło? - odparła podniesionym
głosem. - Nie dam się po raz drugi wyprowadzić w pole!
Przez chwilę patrzył na nią spokojnie; w wyrazie jego smutnych oczu
było coś chwytającego za serce. Ale Jane nie chciała ulec. Zebrała się w sobie i
powiedziała oficjalnym tonem:
- Przejdzmy zatem do interesów.
- Dobrze - zgodził się, jakby wyrwany ze snu. - Przywiozłem papiery,
które powinnaś przejrzeć...
Dwie godziny pózniej, gdy spotkanie zbliżało się do końca, spojrzał na
nią zatroskanym wzrokiem i odezwał się cicho:
- Wyglądasz, jakbyś była chora. Och, przebacz mi, kochana... Nie miałem
zamiaru...
- Czuję się świetnie - przerwała mu impulsywnie. - Za kilka dni
zadzwonię do twojej firmy w sprawie tych propozycji.
- Dziękuję, panno Landers. Powiem ojcu, że słusznie postąpił, decydując
się na współpracę z Bankiem Kellsa. Twoi zwierzchnicy również zostaną o
tym powiadomieni.
- Nie stosuj wobec mnie szczególnej taryfy!
- Wcale tego nie robię. Jesteś doskonałym menedżerem. Wysoko
zajdziesz.
141
S
R
Gdy wyszedł, Jane już nie musiała dłużej walczyć ze łzami.
Trzy dni pózniej, gdy Jane otworzyła drzwi do mieszkania, usłyszała
ożywioną rozmowę.
- Tony! - ucieszyła się na widok ulubionego starszego brata, Tony miał
dwadzieścia osiem lat, dziecinną buzię i roześmiane oczy...
Nagle Jane zdała sobie sprawę, że odkąd Tony zaczął pracować w banku
i zrezygnował ze sceny, jego oczy nie śmiały się już tak często...
Gdy wymienili radosne słowa powitania, a Sara postawiła na stole
herbatę, Jane zapytała:
- Co słychać u Delii? - Delia była córką szefa banku, w którym pracował
Tony i rodzina niecierpliwie czekała na wiadomość o zaręczynach.
- Cóż, właśnie mieliśmy się zaręczyć, gdy zadzwonił Jim, mój były
agent... Doszedł do wniosku, że ma rolę idealną dla mnie, zdecydował się więc
zadzwonić, mimo że ostatnio właściwie się nie kontaktujemy...
- Jaką rolę? - zaciekawiła się Jane.
- W telewizyjnym serialu kryminalnym grałbym kumpla głównego
bohatera. Wziąłem już udział w próbnych zdjęciach i, jeśli zechcę, rola jest
moja... Ale to oznacza rezygnację z pracy w banku...
- To twoja wielka szansa! - powiedziała Jane.
- Jim uważa, że dzięki temu serialowi stanę się znany. Mógłbym potem
dostawać role charakterystyczne, chociaż nigdy nie ma się pewności. Ale do
banku pewnie nie miałbym już powrotu...
- Co na to Delia?
Tony westchnął ciężko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]