[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prawdziwie angielski spokój i flegmę.
Włosi rozpoczęli dość gorący spór, zupełnie nie na miejscu, zarzucając sojusznikom,
że skrzywdzili Włochy przy zawieraniu traktatu pokojowego.
Moja towarzyszka wzbudzała wielkie zainteresowanie wśród cudzoziemców, a
zwłaszcza wśród Włochów, którzy wodzili za nią zachwyconymi oczyma. Gawędząc
swobodnie, widziałem jednocześnie, że Tatiszczew z pozornie obojętną miną cały
czas mnie obserwuje. Ale co myśli, jakie ma w stosunku do mnie plany, nie mogłem
odgadnąć.
Jeden z Włochów, porzuciwszy swoich rodaków, przysiadł się do nas. Spotkałem
ironiczne spojrzenie Tatiszcze-wa. Uśmiechnąłem się do niego, podnosząc w górę
kieliszek. Odwzajemnił mi się uśmiechem i zrobił w moim kierunku mały
zapraszajÄ…cy gest.
Państwo wybaczą, że opuszczę ich na chwilę powiedziałem.
Usiadłem obok Tatiszczewa na kanapie koło okna, w pewnym oddaleniu od reszty
towarzystwa.
Zwietnie... Nawet najsurowiej oceniając, nie mogę panu dać innego stopnia niż
piątka rzekł do mnie pułkownik. _
Dziękuję panu, to mi pochlebia, bo sądziłem, że otrzymam najwyżej trójkę.
76
Czemu pan tak sądził?
¦ Już choćby z powodu rotmistrza i historii z mojÄ… papieroÅ›nicÄ….
" Wprost przeciwnie stwierdził obojętnym głosem pułkownik, wypijając łyk
likieru za to dodam panu jeszcze i plus.
¦ ¦ O, piÄ…tka z plusem?
WÅ‚aÅ›nie. Rotmistrz jest gÅ‚upi i jak wszyscy gÅ‚upi ludzie zarozumiaÅ‚y. Pan ¦mi
pomógł, panie Bazylewski. Pańskie zdrowie!
I pańskie nawzajem!
Nie byłem zbyt uradowany jego słowami. %7łyczliwość kontrwywiadu zawsze pachnie
krwiÄ….
Nie zatrzymuję pana. Czeka na pana dama, a także obowiązki tłumacza z
najmilszym uśmiechem rzekł na zakończenie pułkownik.
Markiz Octaviani, major królewskiej piechoty przedstawił mi się Włoch,
gdy wróciłem na swoje miejsce.
Bazylewski, szlachcic rosyjski i literat.
Uścisnęliśmy sobie ręce, a Włoch powrócił zaraz do rozmowy, którą w kiepskim
francuskim języku prowadził z Anną Aleksandrowną.
Parę razy musiałem odchodzić i tłumaczyć Anglikom słowa generała.
Niech pan im powie, Jewgieniju Aleksandrowiczu, że nasze położenie wojenne
jest doskonałe i że nie powtórzymy błędów generała Dienikina. W przeciwieństwie
do niego mamy armię narodową, a przyszłość Rosji widzimy nie w terrorze, lecz
w swobodnym wypowiadaniu się wszystkich narodowości, jakie istnieją w
naszym kraju.
Tłumaczyłem dokładnie i sumiennie, a Anglicy zgodnie kiwali głowami, zapisując
sobie coÅ› w notesach.
77
Niech pan zechce zapytać pana generała, czy ule nacjonalizacji fabryki, banki i
koleje, jeżeli baron Wran-gel wejdzie do Moskwy? zapytała dziennikarka z Ti*?
mesa".
A to co za nowinki? wzruszył ramionami Szati-łow, ale się zaraz poprawił.
Oczywiście, nastąpi to po zwycięstwie nad bolszewikami. Przypomniał mi się
Grek Czechowa, Dymba, który na wszystkie pytania odpowiadał: W Grecji
wszystko jest... W Grecji wszystko będzie..."
Wreszcie wypito kawę, koniaki jak również likiery, wszelkie mowy zostały
wygłoszone i goście zaczęli się rozchodzić.
Więc oczekujemy pana jutro powiedział Anglik Jones patrząc na mnie
osowiałymi oczami.
Pożegnałem się z całym zagranicznym towarzystwem i gdy tylko delegaci
demokratycznego Zachodu znalezli się za drzwiami, podszedłem do Anny
Aleksandrowny.
Och, jak mnie znudził i zmęczył ten czarujący markiz! Odprowadzi pan nas, czy
też woli wrócić od razu do domu?
Jeżeli pani pozwoli, będę szczęśliwy... Przerwała mi śmiejąc się.
Co za wzniosły, prawdziwie przedrewolucyjny styl! Z taką galanterią
przemawiali nasi dziadkowie w dziewiętnastym wieku. A dlaczego powiedział pan
generałowi, że jesteśmy starymi znajomymi jeszcze z Moskwy? zapytała.
To było potrzebne, wypadło lepiej... Pani zresztą nie protestowała.
Lepiej? Dla kogo?
Dla mnie.
Jewgieniju Aleksandrowiczu, czy pan był w Petersburgu aktorem?
Nie... A czemu pani to przyszło do głowy?
Dlatego, że obserwowałam uważnie, jak po mistrzowsku i subtelnie odegrał pan
rolę człowieka światowego, takiego prawdziwego bon vivant na tym zabawnym
bankiecie. Stał pan o całe niebo wyżej od tych wszystkich zwerbowanych przez
kontrwywiad nieudolnych greckich Po-pandopulo, operetkowych żydowskich
rabinów i żałosnych petersburskich senatorów.
MusiaÅ‚em stanąć na wysokoÅ›ci zadania, Anno Alek- » sandrowno, bowiem za
niepowodzenie tej inscenizacji ja jeden zapłaciłbym głową, na którą poluje
kontrwywiad
i oddział śledczy, i cały szereg podobnych organizacji.
O, aż tak? A czym ściągnął pan na siebie gniew tych potężnych instytucji?
Tym, że nie jestem do nich podobny, że nie uznaję moralnych i społecznych pęt,
którymi starają się oni skrępować i obezwładnić społeczeństwo.
No, no! To już prawie anarchizm! z zainteresowaniem rzekła Anna
Aleksandrowna, a potem szybko dodała: Generał idzie w naszą stronę...
Powrócimy jeszcze do tego ciekawego tematu, ale innym razem.
Zbliżył się do nas Szatiłow w towarzystwie dwóch marynarzy.
Anno, samochód już czeka.
Jestem gotowa.
Pożegnawszy się ze mną, skierowali się ku wyjściu odprowadzani przez oficerów.
Przeczekałem parę chwil, a potem również zszedłem do halki, gdzie rozmawiała
głośno, rozchodząc się, ostatnia grupa gości.
78
79
Powoli ruszyłem na piechotę w kierunku swego domu;' w każdej chwili
spodziewałem się jakiejś podstępnej napaści zza rogu. Po niezwykłym wyróżnieniu,
jakie mnie spotkało tego wieczoru, całkiem głupio byłoby stać się obiektem zemsty
skompromitowanego rotmistrza lub chytrego i zręcznego Tatiszczewa. Toteż na
wszelki wypadek długo kluczyłem po ulicach Sewastopola, dopóki nie przekonałem
się, że nikt mnie nie tropi. Dopiero koło czwartej nad ranem wróciłem do domu.
Rano, gdy po kąpieli ubierałem się przed lustrem, weszła do pokoju moja gospodyni,
wdowa po kapitanie.
Dzień dobry, Jewgieniju Aleksandrowiczu. Wdowa po kapitanie była kiedyś
wychowankÄ… jekatieri-
nowskiego instytutu dla szlachetnie urodzonych panien, dlatego zachowała na
zawsze sztuczne maniery, skłonność | do afektacji, krygowania się i wtrącania
francuskich słówek.
Przychodził do pana już trzy razy jakiś człowiek...; Nie wyglądał comme U faut...
ale nie był to jednak prosty \ człowiek...
Stanowczo wolałbym, aby to był właśnie prosty ezło-i wiek, monter czy jakiś inny
rzemieślnik.
Powiedziałam, że pan jeszcze śpi. Czeka na scho-; dach.
Niech wejdzie.
Teraz mogłem właściwie niczego się nie obawiać. Do południa byłem osobistością,,
na którą czekał generał Sza-tiłow, uczyniwszy mnie oficjalnym towarzyszem
cudzoziemców, a co będzie dalej to już zależało od mojej własnej pomysłowości i
talentu.
Dzień dobry, szanowny Jewgieniju Aleksandrowiczu usłyszałem zza
półotwartych drzwi głos Litowcewa.
Gospodyni, która majestatycznym skinieniem głowy odpowiedziała na pełen
szacunku ukłon tajniaka, rzekła sznurując z dystynkcją usta:
Kawa będzie podana w salonie i równie majestatycznie opuściła pokój.
¦ ...PamiÄ™tam chwilÄ™ zachwycenia, kiedy zjawiÅ‚eÅ› siÄ™ przede mnÄ…, jak cudnych
marzeń przywidzenie, geniusz wywiadu... zadeklamowałem trawestując wiersz
Ler-montowa.
Litowcew zaczął machać rękami, a potem rzekł skruszonym głosem:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]