[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- O co wam chodzi? - spytał podejrzliwie. - Czy ja może coś przeoczyłem?
Karolek westchnął.
- Najpiękniejsza marchew jest najbardziej szkodliwa - wyjaśnił smutnie. - Zawiera w
sobie te różne środki. Przypomnij sobie, co mówił doktor w szpitalu, rakotwórcze i tak dalej.
A oprócz tego mówiłem wam przecież... A nie, ciebie nie było. Ale mogę ci powtórzyć Jak
chcesz, chociaż myślałem, że nam tego całego gadania wystarczy.
Drzemiąca w ostatnich dniach pamięć Lesia ocknęła się nagle i odbiła sobie przestój.
Odezwała się potężnie, za jednym zamachem podsuwając pełny serwis informacyjny. Nic już
nie trzeba było wyjaśniać.
- Cholera - powiedział smętnie właściciel pamięci i usiadł ciężko na krześle.
- Sam zresztą miałeś to sprawdzić dokładnie - mówił dalej Karolek z lekkim
wyrzutem. - Sam mówiłeś o tej siarce i ołowiu...
- O siarce mówiła Barbara - poprawił Janusz.
- Wszystko jedno. Miałeś sprawdzić i co? Mówiłeś, że masz jakieś możliwości.
- Myśmy w ogóle myśleli, że już sprawdziłeś - powiedziała zimno Barbara. -
Tymczasem, zdaje się, kompletnie to sobie lekceważysz...
Trzy pary oczu patrzyły na winowajcę surowo i z głęboką naganą. Lesio, pełen
skruchy, wpatrywał się w bukiet. Rzeczywiście, zobowiązał się i zapomniał, wyleciało mu z
głowy, chociaż pożyczył przecież nawet stosowne materiały naukowe. Zapomniał, wypchnął
z umysłu odrażający temat i oto skutek... Niewiele brakowało, a byłby spożył truciznę...
Dreszcz przerażenia przeleciał mu po plecach.
- Nie będę tego jadł! - powiedział stanowczo. - Będę to malował
- Mnie przez niego coś trafi! - zasyczała z furią Barbara. - Jutro masz mieć wszystkie
konkretne informacje! Jutro! Rozumiesz, co do ciebie mówię?! Rób sobie co chcesz, ale nie
próbuj nawet pokazywać się nam na oczy bez nich! Mają być czarno na białym!...
W ten sposób Lesio zasiadł do lektury poszarpanego dzieła, którego treść odebrała mu
resztę spokoju ducha.
Co najmniej połowy nie rozumiał wcale. Wyraznie czując, iż nie zapamięta niczego
poza ogólnym wrażeniem katastrofy, skupił się, oderwał ogłupiały wzrok od ściany i sięgnął
po długopis. Długopisu nie znalazł, w zasięgu ręki miał tylko gruby, czarny mazak i ołówek o
twardości H6. Nie mógł wstać i poszukać czegoś innego, bo porozdzierane kartki w miarę
lektury układał sobie na kolanach, na poręczach fotela, na nogach i na podłodze wokół i
wydawało mu się, że jeśli znów się rozsypią, drugi raz poukładać ich nie zdoła. Z zamętem w
umyśle, okropnie zdenerwowany, jął czynić notatki na marginesie leżącej pod ręką gazety i na
jakichś skrawkach papieru, poniewierających się pod nią. Mazak pisał za grubo, rychło
wyczerpał wszystkie wolne miejsca, Lesio przerzucił się zatem na ołówek H6. Ryjąc nim
pracowicie, niewidocznym pismem zapełniał przestrzenie między grubymi, czarnymi
krechami. Część poszarpanych kartek udało mu się dopasować do siebie, zagarnął je zatem i
razem ze swoimi oryginalnymi graficznie notatkami wepchnął do aktówki. Resztę ukrył w
poprzednim miejscu, pod książką telefoniczną. Poszedł spać wyczerpany całkowicie,
niezdolny do dalszego segregowania informacji.
Zespół czekał na niego nazajutrz w stanie dużego napięcia i zdenerwowania. Janusz
przyniósł wiadomość o zaoraniu kolejnego pola truskawek, Barbara od przyjaciółki
pracującej w przemyśle spożywczym uzyskała niejasną informację o szkodliwym mleku w
proszku, a Karolek trzeci raz powtórzył wszystko, co usłyszał w sklepie od eleganckiego
pana, zapadłego w jego pamięć na zawsze. Niepokój w umysłach rósł i rozstrzygnięcie
kwestii w sposób precyzyjny i naukowy stawało się absolutnie nieodzowne.
Atmosferę pogarszał Janusz, uporczywie szukając po całym pokoju pisma od
inwestora, domagającego się zastosowania wielkiej płyty w ośrodku zdrowia. Pismo
przepadło i nikt nie umiał o nim nic powiedzieć.
- Po co ci to, przecież i tak miałeś zamiar im odmówić - perswadował Karolek,
usiłując ułagodzić irytację Janusza. - Odmów zwyczajnie i cześć.
- Jak im mogę odmówić, skoro nie ma zlecenia! Na coś przecież muszę odpowiedzieć,
nie? W ogóle nie pamiętam, co oni tam napisali!
- A nie mamy kopii?
- Nie mamy, kurza ich twarz, oryginał przysłali, w jednym egzemplarzu! Gdzie ta
cholera mogła się podziać?
- Szlag mnie trafi od tego twojego szukania! - zdenerwowała się Barbara. - Zadzwoń
do inwestora, niech ci przyślą odpis kopii i przestań się tu miotać! Zwariować można!
- Nie mogę do nich dzwonić, oszalałaś?! Pomyślą, że będę robił, a chała! Ja im
odmawiam, nie dociera to do ciebie?! Nie dam się wrąbać w trucicielstwo!
- Ciągle nie wiemy dokładnie, jak to jest z tym trucicielstwem - westchnął Karolek. -
Gdzie ten Lesio?
- Jestem, jestem - odezwał się od drzwi Lesio, wbiegając truchtem z aktówką w
objęciach. - Proszę państwa... A to co? Przeprowadzamy się?
- Nie, Janusz szuka pisma od inwestora.
- Nie właz mi tu kopytami, bo rulony pognieciesz! - wrzasnął gniewnie Janusz. -
Siadaj i siedz na tyłku chociaż parę minut! Chwili spokoju człowiek tu nie ma!
- Nie zwracaj na niego uwagi - poradziła niecierpliwie Barbara.
- Siadaj i mów, czego się dowiedziałeś! I żadnych wykrętów...!
- Dostałeś jakieś konkretne dane? - spytał chciwie Karolek.
Lesio energicznie kiwnął głową trzy razy, otwierając swoją aktówkę i ostrożnie
wyciągając z niej kłąb papierów razem ze złożoną, zamazaną na czarno gazetą. W skupieniu
zaczął to wszystko rozkładać na stole.
- Naukowe materiały - wyjaśnił dumnie. - Mam tu notatki, wszystko na bazie
prawdziwej chemii, sprawdzone. Więc jest tak... Niech on przestanie, ja się muszę
skoncentrować.
Janusz przekładał właśnie pod jego stołem wielką kupę odbitek.
- Nie wierzgaj nogami! - ostrzegł gniewnie. - Robaki masz, czy co? Mówiłem, siedz
spokojnie!
- Chyba trzeba go zabić, bo inaczej nie przestanie - powiedział z rezygnacją Karolek.
Lesio rozprostował jeden ze swoich pogniecionych karteluszków.
- Możemy mu dać parę kilo rabarbaru - zaproponował złowieszczo.
- Rabarbar zawiera kwas szczawiowy, najniższa śmiertelna dawka wynosi trzy i osiem
dziesiątych grama. Po ośmiu godzinach trup.
- Nie wytrzymam tego przez osiem godzin - oznajmiła stanowczo Barbara. - Nie masz
tam czegoś radykalniejszego?
- Jest cyjanek. Na cyjanek jest odporny tylko wołek zbożowy. Powoduje tyłozgięcie
tułowia.
- Cyjanek u wołka? - spytał Karolek, nieco oszołomiony.
- Nie, to znaczy, możliwe, że i u wołka też. Jeden z objawów zatrucia. Jest więcej, ale
brakuje mi tekstu, tylko tyłozgięcie tułowia pewne.
- No więc nie ma - powiedział Janusz, wyłażąc spod stołu, podczas gdy Barbara i
Karolek zamilkli, ogłuszeni już pierwszymi rewelacjami Lesia. - Przeszukałem wszystko,
diabli ten papier wzięli i nie ma siły. Będę udawał, że go wcale nie dostałem i poczekam, aż
się upomną.
Lesio wciąż układał i porządkował kartki. Janusz zaczął sprzątać po sobie i zdążył
usunąć ze środka pokoju wszystkie rulony, zanim odezwała się Barbara.
- Czy ktoś z was wie, jak wygląda wołek zbożowy...?
- Ja wiem - odparł Karolek. - Kiedyś widziałem na obrazku. On właściwie cały się
składa z tułowia, więc nie bardzo wiem, jak może mieć to tyłozgięcie...
- Co? - spytał Janusz, odwracając się gwałtownie od szuflad, w których upychał
resztki niepotrzebnych rysunków. - Wołek zbożowy ma tyłozgięcie? Kto tak powiedział?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]