[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stwie, no i na zapasach, w które was zaopatrzę. Ale życzę wam wszelkiej pomyśl-
ności i dom mój będzie dla was otwarty, jeśli wam tędy wypadnie wracać.
Dziękowali mu oczywiście, kłaniali się, zamiatali kapturami, powtarzali, że są
gotowi do usług gospodarza wielkiego drewnianego dworu. Lecz gdy wysłucha-
li jego poważnej przemowy, podupadli na duchu, bo zrozumieli, że przygoda bę-
dzie o wiele bardziej niebezpieczna, niż się spodziewali, i że nawet gdyby uniknę-
li wszystkich zasadzek po drodze, u celu czeka na nich smok.
Cały ranek zszedł pracowicie na przygotowaniach do wymarszu. Zaraz po po-
łudniu zjedli po raz ostatni posiłek przy Beornowym stole, po czym dosiedli uży-
czonych przez gospodarza wierzchowców i wielokroć jeszcze powtórzywszy poże-
gnania, ruszyli dobrym kłusem za bramę.
Wydostawszy się za wysoki żywopłot otaczający od wschodniej strony zagro-
dę, skręcili na północ i podążali odtąd ku północno-wschodowi. Za radą Beorna
zdecydowali się nie jechać do głównej drogi leśnej, leżącej na południe od jego
włości. Gdyby z gór zeszli przez przełęcz, ścieżka prowadziłaby ich brzegiem gór-
skiego potoku, który wpadał do rzeki o kilka mil na południe od Samotnej Skały.
Był tam bród dość głęboki, przez który mogliby się przeprawić, gdyby mieli jesz-
99
cze swoje kuce, a dalej dróżka wiodąca na skraj lasów, do wylotu starego, leśne-
go gościńca. Beorn jednak przestrzegał, że drogą tą obecnie często chadzają go-
bliny, a gościniec, z dawna nie używany, jak słyszał, zarósł dalej na wschód la-
sem i kończył się wśród nieprzebytych moczarów, na których zatarły się już ślady
dawnych ścieżek. Poza tym gościniec po wschodniej stronie wyprowadzał z pusz-
czy w miejscu daleko na południe odsuniętym od Samotnej Góry, musieliby więc
stamtąd odbyć jeszcze długi i trudny marsz. Na północ od Samotnej Skały pusz-
cza przybliżała się do Wielkiej Rzeki, a chociaż i góry także ku niej się tam podsu-
wały, Beorn radził wędrowcom obrać tę drogę, bo po kilku dniach jazdy mieli tam
znalezć początek mało znanej ścieżki przecinającej Mroczną Puszczę i wychodzą-
cej niemal wprost pod Samotną Górę.
Gobliny mówił Beorn nie ośmielą się przeprawić za Wielką Rzekę na-
wet o sto mil na północ od mojej skały ani podejść bliżej do mego domu do-
brze jest nocą strzeżony! ale na waszym miejscu jechałbym ostro. Jeśli bo-
wiem podejmą zamierzoną napaśc, wkrótce przeprawią się przez rzekę na połu-
dniu i obsadzą cały skraj lasów, by wam odciąć drogę, a pamiętajcie, że wargo-
wie szybciej biegną niż kucyki. Mimo to bezpieczniej dla was będzie jechać na
północ, bo chociaż w ten sposób zbliżacie się do ich siedzib, ale robicie to, czego
gobliny najmniej się spodziewają, i będą miały dalszą drogę, by was doścignąć.
Ruszajcie teraz, jak zdołacie najżywiej!
Dlatego to jechali w milczeniu i wypuszczali kuce do galopu wszędzie tam,
gdzie gładki, porosły trawą grunt na to pozwalał; czarny wał gór mieli po lewej
ręce, a przed sobą w dali linię rzeki wyznaczoną przez drzewa, które zbliżały się
z każdą minutą. Kiedy ruszali, słońce dopiero zaczynało zniżać się ku zachodo-
wi i do wieczora złociło cały kraj wokół nich. Nie chciało się wierzyć, żeby pościg
goblinów naprawdę groził, toteż gdy już kilka mil dzieliło wędrowców do Beorno-
wego domu, nawiązały się znów pogawędki, rozbrzmiały pieśni i wszyscy zapo-
mnieli niemal o ciemnej ścieżce, która czekała ich w dalszej podróży. Wieczorem
jednak, gdy zapadł zmierzch, a szczyty gór rozżarzyły się blaskiem zachodzącego
słońca, rozbili obóz, wystawili straże i większość krasnoludów spała niespokojnie,
bo w snach prześladowało ich wycie żerujących wilków i wrzaski goblinów.
Lecz nazajutrz dzień wstał znów piękny i pogodny; białe, jak gdyby już jesien-
ne opary zalegały ziemię i było dość chłodno, wkrótce jednak słońce wzeszło
w czerwieni na wschodzie, mgły zniknęły, a kompania ruszyła w dalszą drogę,
gdy cienie jeszcze były bardzo długie. Jechali tak przez dwa dni, nie widząc wciąż
nic prócz trawy, kwiatów, ptaków i pojedynczych drzew, a od czasu do czasu na-
potykali stadka rudych sarn pasących się lub odpoczywających o południu w cie-
niu. Hobbitowi zdarzyło się parę razy dostrzec rogi jelenia sterczące z wysokiej
100
trawy i z początku myślał, że to suche gałęzie. Trzeciego dnia szczególnie gorliwie
popędzali kuce Beorn zapowiedział, że czwartego ranka dotrą do leśnej ścieżki
i nie zatrzymawszy się o zmroku, jechali dalej nocą przy księżycu. Gdy zmierz-
chało, hobbitowi wydało się, że widzi daleko, to z prawej, to z lewej strony, cień
wielkiego niedzwiedzia przemykającego chyłkiem w tym samym co oni kierunku.
Kiedy jednak ośmielił się wspomnieć o tym Gandalfowi, czarodziej rzekł szybko:
Sza! nie zwracaj na to uwagi.
Nazajutrz zerwali się do drogi przed świtem, chociaż popasali nocą bardzo
krótko. Kiedy się rozjaśniło, zaraz ujrzeli przed sobą las, jak gdyby biegnący na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]