[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jesteście zwykłymi chuliganami.
- Przyświecały nam dobre intencje.
- Kazaliście Callaghanowi, Ŝeby oŜenił się z Tess!
- TeŜ są szczęśliwi.
- A nieszczęsna Tira? Nie mogła nawet sama wybrać sobie sukni ślubnej.
- Była w ciąŜy. Musieliśmy się spieszyć.
- Ale ja nie jestem w ciąŜy! - wykrzyknęła Meredith.
- Jak na razie. - Leo obrzucił Reya znaczącym spojrzeniem.
- Chcę sama urządzić własne wesele... - zaczęła wyprowadzona z równowagi i
pomyślała zaraz: chcą mnie zagłaskać na śmierć.
Leo spojrzał na zegarek.
- Przepraszam, ale muszę juŜ iść. Mam sprawdzić tekst przed wydrukowaniem.
- Jaki tekst? - zapytała groźnie.
- Zaproszeń na wesele. Zapewniamy nocleg zaproszonym gościom. PrzyjeŜdŜa
gubernator, sekretarz gubernatora. Miał być wiceprezydent, ale, niestety, nie moŜe... -
Zmarszczył brwi, sięgnął do kieszeni. - Są! Zapisano mi pytania do wywiadów. - Podał
Reyowi dwie złoŜone kartki. - Zapoznajcie się z tym, zanim dopadną was fotoreporterzy.
Meredith i Rey wymienili spojrzenia.
- No, kilku. - Leo machnął ręką niedbale. - Z CNN, z Fox, paru z prasy zagranicznej...
- Zagranicznej?! - wykrzyknęła Meredith.
- Podpisaliśmy waŜną umowę z Japonią, czyŜbym ci o tym nie wspomniał? Oni
przepadają za ekologiczną wołowiną.
Pomachał im, wsiadł do furgonetki i odjechał.
- Zaproszenia - recytowała Meredith. - Stroje. Miesiąc miodowy. Reporterzy! To
straszne!
- Nie przesadzaj - rzekł Rey, biorąc ją w ramiona. - Pomyśl tylko, ile pracy ci
oszczędzili. Powiesz tylko „tak" i odlecisz na Riwierę ze swoim nowo poślubionym
małŜonkiem.
- Ale... - jęknęła.
- Jesteś pielęgniarką, a ja cierpiącym pacjentem, którego w ciągu jednej nocy
wykurujesz. A moi bracia lubią spełniać dobre uczynki, choć czasem ludzie wcale nie są tym
zachwyceni.
A wesele było przepiękne! Meredith miała na sobie strój, jakiego nigdy nie dane jej
było nawet oglądać. Jedwab, koronki, długi welon i bukiet wspaniałych białych róŜ. Ojciec
poprowadził ją do ołtarza, a wszyscy czterej bracia Reya byli druŜbami.
Na ślub przybyli prawie wszyscy mieszkańcy Jacobsville. Ale Meredith nie widziała
nikogo, wpatrzona w swego przystojnego małŜonka, który był równie jak ona szykownie
ubrany. Wymienili obrączki i Rey powoli uniósł welon zasłaniający twarz Ŝony. Patrzył na
nią z miłością i z jakąś uroczystą powagą. Pochylił się i pocałował ją czule.
Przed wieczorem, po długiej, nuŜącej podróŜy - najpierw samolotem, potem
samochodem wynajętym na lotnisku - Meredith i Rey zasiedli do obiadu w swoim eleganckim
apartamencie z widokiem na morze. Słońce chyliło się ku zachodowi, wspaniałymi barwami
malując niebo.
- Zapowiada się piękna noc - powiedział Rey.
Miał rację, noc była bardzo piękna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]