[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieruchoma. Claire objęła ją i poczuła, \e przyjaciółka dr\y.
Zobaczyła, \e Shane wybiega na ulicę i kierując się w stronę ciała; gliniarz, który właśnie
wysiadł z wozu patrolowego, złapał go za ramię, odwrócił szarpnięciem i rzucił twarzą na
maskę wozu. Shane coś krzyczał.
- Muszę tam iść - stwierdziła Claire. - Nie ruszaj się stąd.
Eve w milczeniu skinęła głową. Claire nie chciała tak jej zastawiać, ale Shane miał areszt jak
w banku, jeśli nadal będzie się tak szarpał, a kto wie, co go mo\e spotkać w więzieniu?
Była dopiero na werandzie, kiedy kolejny policyjny wóz wyjechał zza rogu, na zapalonych
światłach, z włączoną syreną, która jeszcze tylko zwiększyła ogólny chaos. Zahamował obok
tego pierwszego i wysiadł z niego kolejny policjant, przystając w miejscu, gdzie
przytrzymywano Shane'a.
Claire nie rozpoznawała policjanta, który trzymał Shane'a twarzą w dół na masce samochodu,
ale tego nowego owszem. To był Richard Morrell. Starszy brat Moniki. To nie był zły gość,
tyle \e miał te same obrzydliwe geny. Zmienił pierwszego gliniarza, który odsunął się na bok.
- Psiakrew! Shane, do cholery, uspokój się. To miejsce popełnienia przestępstwa, nie
mogę cię tam puścić, jasne? Uspokój się!
Richard próbował uspokoić Shane'a, a drugi policjant podszedł i przykucnął obok le\ącego na
ulicy ciała. Claire podeszła jeszcze o krok, a policjant wyjął latarkę i oświetlił nią twarz
le\ącego na ziemi mę\czyzny. W jej świetle jego włosy zabłysły czerwienią.
Nie Michael.
Sam.
W piersi tkwił kołek. Sam le\ał biały i nieruchomy.
- Richard! - zawołał policjant. - To Sam Glass! Wydaje mi się, \e nie \yje!
- Sam - szepnęła Claire. - Nie...
Sam był dla niej miły, a tu ktoś wyciągnął go z samochodu i wbił mu drewniany kołek w
serce.
- Cholera! - rzucił Richard. - Shane, siadaj na tyłku. Siadaj, ale ju\. Nie zmuszaj mnie,
\ebym cię zakuł w kajdanki. - Szarpnął Shane'a za kołnierz koszulki i posadził na
krawę\niku, przez chwilę mierzył gniewnym wzrokiem, a potem poszedł zerknąć
na le\ącego. - O Matko Boska... Aap go za nogi.
- Co? - Ten drugi gliniarz - na plakietce z nazwiskiem widniało: Fenton" - spojrzał na
niego, marszcząc brwi. - To miejsce zbrodni, nie mo\emy...
- On jeszcze \yje, ty durniu. Aap go za nogi, cholera, Fenton! Jeśli słońce go sparzy,
umrze!
Pierwsze promienie słońca pojawiały się nad horyzontem i zaczynały obejmować ciało Sama.
A Claire zobaczyła unoszący się znad niego dym.
- Na co czekasz? - krzyknął Richard. - Podnosimy go! - Drugi policjant po chwili
wahania złapał Sama za nogi. Richard wziął go pod ramiona i razem wrzucili go do
ciemnoczerwonego sedana, tego o przyciemnianych szybach, zatrzaskując potem
drzwi samochodu. Fenton chciał wsiąść za kierownicę, ale Ricliard go uprzedził. - Rana jest
zupełnie świe\a. Ma szansę, jeśli uda mi się dowiezć go do Amelie.
Fenton się cofnął. Richard odpalił silnik i zatrzasnął drzwi od strony kierowcy, ju\ z piskiem
opon jadąc w stronę wylotu ulicy. Fenton spojrzał gniewnie na Shane'a.
- Będziesz mi sprawiał kłopoty, chłopcze? - spytał ostro.
Claire miała wielką nadzieję, \e nie. Ten facet był dwa razy większy ni\ Richard Morrell,
dwa razy od niego starszy i w ogóle wyglądał jak pitbull w ludzkiej skórze.
Shane uniósł ręce.
- śadnych kłopotów, panie władzo.
- Widzieliście oboje, co się tu stało?
- Nie - pokręciła głową Claire. - Spałam. Wszyscy spaliśmy.
- Wszyscy w tym samym pokoju? - warknął gliniarz
i przyjrzał się jej potarganym włosom i zmiętemu ubraniu. -A nie wziąłbym cię za taką.
Przez chwilę nie rozumiała, o co mu chodzi, a potem zarumieniła się z ogarniającego ją,
palącego wstydu.
- Nie, ja chciałam powiedzieć... Eve była u siebie. My spaliśmy na kanapie.
Shane dodał:
- Tak, wszyscy spaliśmy. Obudziliśmy się na dzwięk syreny. - Co nie było do końca
prawdą. Bo przecie\ najpierw się obudzili, a potem usłyszeli syrenę. Ale Claire nie wiedziała,
czemu miałoby to być takie znów wa\ne.
Policjant postukał w trzymany w ręku radiotelefon, nadal marszcząc brwi.
- W domu powinna być was czwórka. Gdzie pozostali dwoje?
- Eve jest w środku. A Michael... -Gdzie do diabła podziewał się Michael? - Nie wiem,
gdzie on jest.
- Pójdę sprawdzić, czy nie ma go w swoim pokoju - zaproponował Shane, ale gliniarz
jednym wściekłym spojrzeniem sprawił, \e znów zamarł w miejscu.
- Siedz na tyłku na tym krawę\niku i bądz cicho. Ty, jak się nazywasz?
- Claire Danvers.
- Claire, wejdz do domu i poszukaj Michaela Glassa. Jeśli go nie ma, to sprawdz, czy
nie ma te\ samochodu.
Claire spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
- Chyba nie myśli pan...?
- Nic nie myślę, póki nie ustalę faktów. Muszę wiedzieć,
kto tu jest, kogo nie ma i dopiero zacząć działać. - Gliniarz przeniósł mroczne spojrzenie na
Shane'a, który znów chciał wstawać. - Ju\ ci powiedziałem, siedz na tyłku, Collins.
- Nie mam z tym nic wspólnego!
- Jeśli miałbym zrobić listę głównych podejrzanych o traktowanie kołkiem wampirów,
byłbyś na samej górze, więc owszem, masz. Siadaj.
Shane usiadł wściekły. Claire w duchu poprosiła go, \eby nie robił niczego głupiego, a potem
szybko wbiegła do domu. Eve była na górze i ubierała się - czarny obcisły T-shirt z
podkreślonym strasznym rysunkiem Elmera Fudda z przodu i czarne d\insy, a do tego cię\kie
martensy.
- To nie był...
- Wiem, widziałam - powiedziała Eve. Głos miała zduszony, jakby przed chwilą płakała
albo zaraz miała się rozpłakać.
- To był Sam, prawda? śyje? Czy... to drugie?
- Nie wiem. Richard powiedział coś, co zabrzmiało, jakby mógł z tego jeszcze wyjść. -
Claire mocno złapała gałkę drzwi i zerknęła w głąb korytarza. Drzwi pokoju Michaela były
zamknięte. Zawsze były zamknięte. - Sprawdzałaś...?
- Nie. - Eve odetchnęła głęboko i wstała. - Pójdę zobaczyć z tobą.
Drzwi do pokoju Michaela nie były zamknięte na klucz, i w pokoju panowała kompletna
ciemność. Claire zapaliła światło. Aó\ko Michaela było puste, schludnie zasłane, a w
wyglądzie pokoju nie było nic niezwykłego. Eve zajrzała do szaf, pod łó\ko, nawet do
łazienki.
- Ani śladu po nim - powiedziała bez tchu. - Chodzmy do gara\u.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]