[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ucinał sobie drzemki.
Brian odebrał telefon po pierwszym dzwonku. Po krótkiej wymianie powitań
Kim przedstawiła mu swój zamysł. Reakcja Briana była bezwarunkowo pozytyw-
na, wręcz zachęcał ją, żeby jak najszybciej wprowadziła plan w życie. Uważał, że
w majątku powinien ktoś mieszkać. Zapytał tylko o zamek i jego umeblowanie.
Zamku nie mam zamiaru ruszać. Do tego zabierzemy się, kiedy ty wrócisz.
W porządku stwierdził Brian.
Gdzie jest ojciec?
John zatrzymał się w Ritzu.
A Grace?
Nie pytaj odparł Brian. Wracają we czwartek.
Kim właśnie żegnała się z Brianem, kiedy wróciła Joyce i bez słów wręczyła
65
jej kawałek papieru z lokalnym numerem telefonu. Jak tylko Kim odłożyła słu-
chawkę, powiedziała jej, żeby zadzwoniła pod ten numer.
Kogo mam prosić? spytała Kim telefonując.
Marka Stevensa. Spodziewa się ciebie. Zadzwoniłam do niego przez drugą
linię, kiedy ty rozmawiałaś z Brianem.
Ingerencja matki wprawiła Kim w lekkie rozdrażnienie, ale nic nie powiedzia-
ła. Wiedziała, że Joyce chce jak najlepiej. Zaraz jednak przypomniała sobie czasy
szkolne, kiedy to musiała walczyć z matką, żeby nie pisała za nią wypracowań.
Rozmowa z Markiem Stevensem była krótka. Poinformowany przez Joyce, że
Kim jest w pobliżu, zaproponował, żeby spotkali się w majątku za pół godziny.
Powiedział, że jeśli ma jej mądrze doradzić, musi zobaczyć posiadłość. Kim się
zgodziła.
Jeśli rzeczywiście zdecydujesz się odnawiać ten stary dom, to przynajmniej
będziesz w dobrych rękach stwierdziła Joyce po skończonej rozmowie.
Muszę już iść. Kim wstała.
Choć starała się nad tym zapanować, uczucie rozdrażnienia w stosunku do
matki powróciło. Denerwowały ją ciągłe ingerencje i brak poszanowania jej
prywatności. Przypomniała sobie, że matka powiedziała Stantonowi o zerwaniu
z Kinnardem i prosiła, żeby znalazł dla niej nowego partnera.
Odprowadzę cię rzekła Joyce.
Nie trzeba, mamo.
Ale ja chcę.
Szły długim korytarzem.
Kiedy będziesz rozmawiać z ojcem na temat starego domu podjęła Joyce
radzę ci nie wspominać o Elizabeth Stewart. To go tylko rozzłości.
Dlaczego miałoby go to rozzłościć? spytała oschle Kim.
Nie denerwuj się. Chodzi mi tylko o to, żeby uniknąć kłótni w rodzinie.
Ależ to śmieszne rzuciła Kim. Zupełnie tego nie rozumiem.
Wiem o niej tylko tyle, że pochodziła z biednej wiejskiej rodziny z Ando-
ver. Nie była nawet oficjalnym członkiem Kościoła.
Tak jakby to miało dziś jakieś znaczenie. Czy to nie ironia losu? Zaledwie
w kilka miesięcy po tamtej aferze sędziowie i przysięgli przyznali, że stracono
niewinnych ludzi, i okazali publiczną skruchę. A my, trzysta lat pózniej, nie mo-
żemy nawet porozmawiać o naszej antenatce. To przecież bez sensu. Dlaczego jej
nazwiska nie ma w żadnej książce?
Najwidoczniej dlatego, że rodzina sobie tego nie życzyła. Przypuszczam,
że nie uważali jej za niewinną. Dlatego też całą sprawę powinno się zostawić
w spokoju.
Według mnie to kupa bzdur oświadczyła Kim.
Wsiadła do samochodu i wyjechała z przesmyku Marblehead. Dopiero kie-
dy dotarła do Marblehead właściwego, zmusiła się, żeby zwolnić. Pod wpływem
66
nie w pełni dla niej jasnego niepokoju i wzburzenia jechała o wiele za szybko.
Mijając Dom Czarownicy w Salem była już w stanie ubrać swoje myśli w słowa
i przyznała sama przed sobą, że jej zainteresowanie osobą Elizabeth i procesami
czarownic wyraznie wzrosło pomimo ostrzeżeń matki, a może właśnie z ich powo-
du. Dojechała do bramy majątku rodzinnego. Na poboczu parkował już chevrolet
bronco. Gdy wysiadła z samochodu trzymając w ręku klucze, z chevroleta także
wyszło dwóch mężczyzn. Jeden krępy, muskularny, jakby codziennie dzwigał cię-
żary. Drugi tęgi, a właściwie już otyły, zdyszany, jakby nawet wygramolenie się
z samochodu stanowiło dla niego problem.
Tęgi przedstawił się jako Mark Stevens, a muskularny jako George Harris.
Uścisnęli sobie dłonie.
Kim otworzyła bramę i z powrotem wsiadła do samochodu. Pojechali do sta-
rego domu. Na miejscu wszyscy wysiedli jednocześnie.
Bajeczny zachwycił się Mark Stevens.
Dom go urzekł.
Podoba się panu? spytała Kim, uradowana taką reakcją.
Szalenie odparł Mark.
Najpierw obeszli go z zewnątrz. Kim opowiedziała o pomyśle, żeby urządzić
nowoczesną kuchnię i łazienkę w przybudówce, a główną część domu pozostawić
w zasadniczo nie zmienionej postaci.
Trzeba będzie zainstalować ogrzewanie i klimatyzację stwierdził Mark.
Ale z tym nie powinno być kłopotów.
Weszli do środka. Kim pokazała im cały dom, nawet piwnicę. Szczególne wra-
żenie zrobił na nich sposób łączenia głównych belek i legarów.
Solidny, porządny budynek orzekł Mark.
Czy trudno będzie go odnowić? spytała Kim.
%7ładen problem. Mark spojrzał na George a, który potakująco skinął
głową.
To będzie uroczy dom. Jestem nim oczarowany.
Czy da się to zrobić bez naruszenia jego historycznego charakteru?
Jak najbardziej zapewnił ją Mark. Wszystkie przewody, rury i urzą-
dzenia elektryczne można ukryć. Będą całkiem niewidoczne.
Zrobimy głęboki wykop, żeby przeprowadzić wszystko co trzeba pod fun-
damentami. Radziłbym tylko piwnicę wylać cementem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]