[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pisuary w toalecie dla nauczycieli, bo Mary Jane Battle założyła się ze
mną, że nie odważę się tego zrobić. No i pan od nauki o społeczeństwie
narobił... dużo plusku!
Wybuchnęła zarazliwym śmiechem, zaś J.T. nagle poczuł się młody i
beztroski, choć nie czuł się tak od lat.
- Kto by pomyślał, że w takim ciele kryje się równie występna dusza?
- To był tylko niewinny żart, wcale nie złośliwy. Nigdy nie zrobiłabym
czegoś takiego jak Brice, brat Mary Jane, który dodał środków na
przeczyszczenie do ciasta, z którego jego babcia upiekła babeczki na
konkurs odbywający się podczas dorocznego jarmarku.
- Aj!
- Dokładnie.
- Czy babcia dostała główną nagrodę?
- Nie, za to Brice dostał od niej potężne lanie, gdy wszystko się
wydało.
Po tej opowieści przez kilka minut panowała cisza, wreszcie J.T.
przerwał milczenie.
97
RS
- W co się ubrałaś po umyciu?
- Czemu mężczyzni zawsze chcą wiedzieć, co kobiety mają na sobie?
Zachichotał.
- Bo lubimy się tym torturować.
- Masochiści.
- Przyznaję się do winy. To co masz na sobie?
- Koszulkę z czarnego jedwabiu - zamruczała niczym kot. Nawet nie
przypuszczała, że potrafi aż tak flirtować. Przy J.T. nagle poczuła się
młoda i beztroska, choć nie czuła się tak od lat. - I jak na tobie wygląda?
- A jak myślisz?
Znowu usłyszała ciche jęknięcie.
- Myślę, że zabójczo. Bardzo dopasowana?
- Jak druga skóra. - Z przekornym uśmiechem przejechała ręką po
dość luznej białej bawełnianej bluzeczce bez rękawów, którą miała na
sobie. - I pamiętasz te koronkowe stringi, które zaczepiły się o wyłącznik
latarki?
- Bardzo cię to bawi, prawda?
- Ja tylko odpowiadam na twoje pytanie - przypomniała mu, nawet
nie starając się ukryć satysfakcji.
- A chcesz wiedzieć, co ja mam na sobie?
- Pewnie.
Usłyszała głęboki śmiech i za pózno zorientowała się, jak głupio się
podłożyła.
- Nic, zupełnie nic. O ile nie liczyć przykrycia. - W sypialni J.T. znowu
skrzypnęły sprężyny. - Ale za gorąco, żeby spać pod przykryciem -
poinformował uprzejmie. - Miłych snów.
Rano zapukał do jej drzwi w pełni ubrany i gotowy do dalszej
wycieczki. Przyniósł kawę, więc Marnie wybaczyła mu, że wyrwał ją z
głębokiego snu.
- To nie wygląda na czarny jedwab - zauważył, wskazując białą
koszulkę.
Zignorowała go, chwyciła kubek z kawą, wciągnęła głęboko w płuca
cudowną woń i dopiero wtedy poczuła, że się obudziła.
98
RS
- A ty nie jesteś nagi - odparowała.
- Chętnie to zmienię - zaofiarował się. Marnie nie dała się zbić z
tropu.
- W tej chwili gorąca kawa jest dla mnie dużo ważniejsza niż nagi
mężczyzna.
- Daj mi znać, gdy ten stan rzeczy ulegnie zmianie.
- Nie omieszkam. Będziesz pierwszym, który się dowie -zapewniła, po
czym z lekką zgrozą uświadomiła sobie, że to prawda. Jeśli tylko zmieni
zdanie w wiadomej kwestii, od razu powie o tym J.T.
Nie skomentował tego, lecz zmienił temat.
- Zastanawiałem się, czy nie miałabyś ochoty pojechać jeszcze dalej
na południe, zamiast już wracać do La Playa de la Pisada. Niedaleko za
Guerrero Negro jest przystań. Można tam wynająć łódz motorową z
pilotem i popłynąć w miejsce, gdzie zbierają się wieloryby. Co prawda
sezon już się kończy, ale kto wie, czy nie dopisze nam szczęście?
Widziałaś kiedyś wieloryby?
- Nigdy.
- To niesamowity widok.
- Bardzo chętnie zobaczę. - Pożałowała, że nie ma z nimi Noaha. -
Równie chętnie, jak wypiję drugą kawę. - Wręczyła J.T. pusty kubek.
J.T. aż przewrócił oczami i spytał z wyrazną ironią:
- Mam też może zaserwować rogaliki z nadzieniem? Marnie się
zainteresowała.
- Nie wiedziałam, że mają tu takie rzeczy. - Nie czekając na
odpowiedz, wydała instrukcje: - Tylko żadnego nadzienia z galaretki.
Takich zupełnie bez niczego też nie lubię. Za to mogę zjeść z budyniem
albo polane czekoladą.
- W Estanadzie martwiłaś się o kalorie. Przestałaś?
- Och, znajdę jakąś formę ruchu, która pomoże mi je spalić - rzuciła,
ze skrywaną uciechą obserwując minę J.T., który oczywiście natychmiast
pomyślał o bardzo konkretnej formie ruchu. - Będę gotowa za piętnaście
minut.
- %7ładna kobieta nie jest gotowa w piętnaście minut. Wzruszyła
99
RS
ramionami, nie zamierzając się kłócić, gdyż w jej przypadku podobna
uwaga była najzupełniej słuszna.
- Za piętnaście minut będę gotowa... żebyś na mnie czekał -
oznajmiła, wstała i ruszyła w stronę łazienki. Po drodze rzuciła przez
ramię: - I będę gotowa na drugą kawę.
- Ty to masz pomysły - skwitował, lecz kąciki ust drgały mu
podejrzanie.
Wyszykowanie się zajęło Marnie czterdzieści minut, po pierwsze
dlatego, że J.T. siedział na jej łóżku, niecierpliwie stukając stopą o
podłogę i co chwila spoglądając na zegarek, a po drugie dlatego, że
chciała wyglądać jak najładniej.
Włożyła czerwony staniczek, który pięknie wypchnął jej piersi do
góry, bluzkę bez rękawów zapięła na mniej guziczków niż zazwyczaj,
głęboko odsłaniając dekolt, i dopasowane szorty odsłaniające nogi,
które zdążyły się już trochę opalić. Związała włosy w koński ogon,
umalowała się oszczędnie, wpięła kolczyki w uszy i uśmiechnęła się do
swojego odbicia w lustrze.
- Gotowa! - oznajmiła, wychodząc z łazienki.
J.T. wstał, a jego spojrzenie zatrzymało się w wycięciu bluzki Marnie -
dokładnie tak, jak to sobie zaplanowała.
- Warto było czekać.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował, a po chwili sprężyny zaskrzypiały
głośno, gdy upadli na łóżko.
- Słuchaj, po co mamy pchać się na jakąś łódkę, skoro możemy
podziwiać cuda natury tu i teraz? - wymruczał jej do ucha.
Marnie wyślizgnęła się spod niego i stanęła na środku pokoju,
oddychając nierówno.
- Wieloryby - przypomniała mu. Przeciągnął dłonią po twarzy, by
oprzytomnieć.
- Tak, prawda. Wieloryby.
100
RS
ROZDZIAA DZIESITY
ydzień pózniej Marnie siedziała na plaży w La Playa de la
Pisada, wpatrując się w bijące o brzeg lale i myśląc, że sama
T
czuła się podobnie rozhuśtana wewnętrznie. Jej pobyt w
Meksyku dobiegał końca, zostały już tylko dwa dni - czas, wypełniony
głównie wycieczkami, upłynął bardzo szybko. Poprzedniego dnia jeszcze
raz udali się do Ensenady, gdyż J.T. koniecznie chciał pokazać Marnie
słynny morski gejzer, drugi co do wielkości na świecie, zwany La
Bufadora, co znaczy nozdrze wieloryba. Mniej więcej co minutę zassane
w podziemne korytarze woda i powietrze z ogłuszającym rykiem
strzelały przez skalny otwór wysoko w górę, spadając deszczem na
oglądających.
Rozchichotani i cali mokrzy od tego prysznica, usiedli potem na
tarasie pobliskiej kafejki, czując, jak miło rozgrzewa ich słońce i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]