[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mogÅ‚a wejSæ do wygódki dziewczynkom. Nie mogÅ‚y siê jednak wszyst-
kie pomieSciæ w ciasnej budce, wiêc pozostaÅ‚a na zewn¹trz, oddaj¹c
pani Storrowton Swieczkê, i powodowana dyskrecj¹ zamknêÅ‚a za nimi
drzwi.
Bo¿e! Las byÅ‚ w nocy jest doprawdy upiorny westchnêÅ‚a.
Z niepokojem usiÅ‚owaÅ‚a rozejrzeæ siê wokoÅ‚o, ale bez Swiecy nie
widziaÅ‚a absolutnie nic. Nie mogÅ‚a jednak otworzyæ teraz drzwi! Obró-
ciÅ‚a siê wiêc do nich tyÅ‚em i usiÅ‚owaÅ‚a opanowaæ lêk. PrzychodziÅ‚o jej to
z trudem, bo wszelkie ¿ywe stworzenia zdawaÅ‚y siê szemraæ w ciemno-
Sci. Cykady cykały, sowy pohukiwały, a liScie szeleSciły tajemniczo.
Po chwili ich szept przybrał na sile i Kayleigh wcale nie miała pew-
noSci, czy to tylko szmer liSci. SÅ‚yszaÅ‚a nerwow¹ krz¹taninê pani Stor-
rowton wokół dziewczynek, nie odwa¿yÅ‚a siê jednak zawoÅ‚aæ, czy tamta
przypadkiem czegoS nie sÅ‚yszy. Dxwiêki mogÅ‚y przecie¿ byæ wytworem
jej wyobraxni. Czy naprawdê s¹ to czyjeS sÅ‚owa, czy tylko wiatr? Przy-
lgnêÅ‚a kurczowo do drzwi.
Wiatr przybraÅ‚ na sile, a gaÅ‚êzie uschniêtego jaÅ‚owca poczêÅ‚y wyci¹-
gaæ ku niej gaÅ‚êzie niby szponiaste dÅ‚onie. Kayleigh chciaÅ‚a ju¿ zastu-
kaæ. Lepiej, ¿eby wracaÅ‚y do ober¿y!
Nim jednak zd¹¿yÅ‚a to zrobiæ, poczuÅ‚a, ¿e jakieS koSciste palce chwy-
ciÅ‚y j¹ za ramiê. PragnêÅ‚a odwróciæ siê i przekonaæ na wÅ‚asne oczy, czy
to ludzka rêka, czy tylko sucha gaÅ‚¹x.
200
Nie mogÅ‚a jednak zrobiæ ¿adnego ruchu. A szept rozlegÅ‚ siê teraz tu¿
przy jej uchu: Wyjdx za mnie... wyjdx za mnie, wyjdx... Instynktownie
siêgnêÅ‚a po nó¿, lecz podwi¹zka przytrzymywaÅ‚a tylko biaÅ‚¹, jedwabn¹
poñczochê. KrzyknêÅ‚a na caÅ‚e gardÅ‚o i palce natychmiast zniknêÅ‚y w mro-
ku.
OdwróciÅ‚a siê w tamt¹ stronê, s¹dz¹c, ¿e zobaczy drugiego z Pine-
landerów, chudzielca przezwanego przez ni¹ w mySli szczap¹ , tego,
który mierzyÅ‚ j¹ mêtnym wzrokiem. Nikogo tam jednak nie byÅ‚o, tylko
gaÅ‚¹x uschniêtego jaÅ‚owca czepiaÅ‚a siê sukni i wÅ‚osów, póki nie strz¹snêÅ‚a
jej z siebie. W otwartych drzwiach szaletu stanêÅ‚a pani Storrowton; Swieca
rzucaÅ‚a blask na jej pobladÅ‚¹ twarz.
Mój Bo¿e, co siê staÅ‚o? spytaÅ‚a. Kayleigh jednak nie chciaÅ‚a nic
wyjaSniæ. ZdusiÅ‚a pÅ‚omieñ Swiecy i chwytaj¹c w objêcia Charlottê, gdy¿
Eugeniê obejmowaÅ‚a matka, wyszeptaÅ‚a zdÅ‚awionym gÅ‚osem:
Nie wiem! Uciekajmy st¹d!
Wszystkie pobiegÅ‚y co tchu Scie¿k¹ i nim zdoÅ‚aÅ‚a siê obejrzeæ, wpadÅ‚y
do ober¿y. Pan Storrowton odebraÅ‚ od niej Charlottê, a St. Bride schwyciÅ‚
jej dr¿¹ce rêce. Nawet traperzy na odgÅ‚os krzyku siêgnêli po broñ.
Co siê staÅ‚o? St. Bride pochyliÅ‚ siê nad ni¹ z niepokojem. Nie
potrafiÅ‚a mu odpowiedzieæ. Dr¿aÅ‚a tylko i rozgl¹daÅ‚a siê po wnêtrzu,
jakby jego bezpieczeñstwo i przyjazne ciepÅ‚o mogÅ‚o jej dodaæ otuchy.
Rackrent tak nerwowo przebieraÅ‚ palcami we wÅ‚osach, ¿e wreszcie za-
cz¹Å‚ wygl¹daæ jak stary, wyleniaÅ‚y lew. Pani Storrowton zdoÅ‚aÅ‚a siê w koñ-
cu opanowaæ i uciszyÅ‚a pÅ‚acz¹ce córeczki.
Kayleigh krzyknêÅ‚a, kiedy my byÅ‚ySmy... zajête wyjaSniÅ‚a w koñ-
cu. Dobry Bo¿e, coS j¹ musiaÅ‚o okropnie przeraziæ.
Co to było? St. Bride posadził Kayleigh na ławie i przygładził jej
potargane przez jałowiec włosy.
Nie wiem rzekÅ‚a zgodnie z prawd¹. CoS mnie zÅ‚apaÅ‚o. MySla-
Å‚am, ¿e to jeden z tych Pinelanderów, ale kiedy siê odwróciÅ‚am, nikogo
tam nie byÅ‚o. Mo¿e baÅ‚am siê niepotrzebnie.
W porz¹dku, moja droga. Idx na górê, ja tam za chwilê przyjdê
z igÅ‚¹, ¿ebyS mogÅ‚a zaszyæ sukniê.
Sukniê... spojrzaÅ‚a na siebie. Rêkaw miaÅ‚a rozdarty od góry do
doÅ‚u. Czy te dÅ‚ugie, lodowate palce podarÅ‚y jej odzie¿, czy po prostu
zawadziÅ‚a o gaÅ‚¹x? ZakryÅ‚a usta dÅ‚oni¹ i wzdrygnêÅ‚a siê.
Chodxmy ju¿. St. Bride podaÅ‚ jej Swiecê. WymieniÅ‚ z Rackren-
tem porozumiewawcze spojrzenie, a tamten skin¹Å‚ dwukrotnie gÅ‚ow¹.
Kayleigh przeprosiÅ‚a Storrowtonów, ¿ycz¹c im dobrej nocy, i z trudem
wspiêÅ‚a siê na piêtro.
201
Pokój stanowiÅ‚ osobliw¹ mieszaninê topornoSci i wygody. PowaÅ‚ê
zrobiono z nieociosanych belek, a Scian nie pobielono, łó¿ko okazaÅ‚o siê
jednak czyste i le¿aÅ‚ na nim materac obficie wypchany mchem. Naj-
wiêksz¹ niespodziankê sprawiÅ‚ jej jednak kryty ¿Ã³Å‚t¹ weÅ‚n¹, wygodny
fotel stoj¹cy pod oknem.
Rackrent wstawiÅ‚ go dla ciebie. St. Bride, po wejSciu na piêtro,
poÅ‚o¿yÅ‚ koÅ‚o fotela trochê czarnych nici i grub¹, stalow¹ igÅ‚ê. PytaÅ‚,
czy nie chciaÅ‚abyS laudanum na uspokojenie. Co prawda uwa¿am je za
paskudztwo, ale jeSli koniecznie trzeba... Jego twarz złagodniała, kie-
dy Kayleigh zdecydowanie odmówiła.
Nie, dziêkujê, chciaÅ‚abym tylko o tym zapomnieæ. Pewnie po-
niosÅ‚a mnie wyobraxnia. WziêÅ‚a w palcê igÅ‚ê i nagle zamarÅ‚a. Musia-
Å‚a przecie¿ zdj¹æ z siebie sukniê, ¿eby j¹ zreperowaæ! Nie byÅ‚o rady,
skryÅ‚a siê wiêc za fotelem i tam Sci¹gnêÅ‚a j¹ z siebie. ObróciÅ‚a fotel do
siebie i w samej koszuli oraz gorsecie zaczêÅ‚a zeszywaæ podarowany
jej na Balcraigu strój. UsiadÅ‚a tak, ¿eby St. Bride mógÅ‚ dojrzeæ tylko
jej profil.
Jednak nawet i on zdawaÅ‚ siê go zachwycaæ. Rci¹gn¹Å‚ spodnie z kox-
lej skóry, równie¿ kupione od jednego z marynarzy na Balcraigu ,
i wyci¹gn¹Å‚ siê wygodnie na łó¿ku.
Kiedy przelotnie spojrzała na niego, zobaczyła na nocnym stoliku
pistolet. SpostrzegÅ‚a te¿, ¿e poÅ‚o¿yÅ‚ siê niemal w caÅ‚kowitej ciemno-
Sci, tak ¿eby ona mogÅ‚a swobodnie szyæ.
UsiÅ‚owaÅ‚a skupiæ uwagê na swoim zadaniu. MiaÅ‚a tylko dwie suk-
nie i nie chciaÅ‚a, ¿eby szybko zamieniÅ‚y siê w Å‚achmany. SzyÅ‚a starannie,
drobnym, hafciarskim Sciegiem, którego nauczyÅ‚a siê od matki, z tru-
dem unikaj¹c wzroku St. Bride a, który uwa¿nie siê jej przygl¹daÅ‚. Pa-
trzyÅ‚ na jej czarne wÅ‚osy faluj¹ce za ka¿dym wbiciem igÅ‚y, na wilgotne,
peÅ‚ne wargi, lekko teraz rozchylone. PrzeniósÅ‚ spojrzenie ni¿ej, na biaÅ‚¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]