[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na środek refektarza, gdzie ustawiali się ci wyczytani z listy.
- Jak się nazywa ten młodzieniec? - spytała Tekla siedzącej dalej starszej damy.
- Książę de Gramont - odparła zapytana.
Młodziutka dziewczyna rzuciła się łkając na szyję kobiety w średnim wieku.
- Cicho, cicho - posłyszała Tekla. - Pokaż, kim jesteś. Nie zawiedz naszych przodków.
Młody mężczyzna całował ręce pięknej brunetki. Uśmiechał się, jak gdyby pozostawiał żonę
na parę godzin. A przecież Tekla wiedziała, że było to ostateczne rozstanie i że dopiero w
wieczności...
Te pożegnania i upomnienia trwały dłuższą chwilę. Wreszcie do refektarza weszło kilku
żandarmów, przynaglając więzniów. Skazańcy wychodzili posłusznie, a wiadomo wszystkim
było, co ich czeka.
Tekla zacisnęła ręce. Jak długo pozostanie więzniem? Kiedy i jej nazwisko, zniekształcone
francuską wymową, będzie wyczytane z listy przez odrażającego klucznika?
Po wyjściu przeznaczonych na szafot, w refektarzu zrobiło się luzniej i ciszej. Ci, co pozostali,
spoglądali po sobie niepewnie, jak gdyby dziwili się, że siedzą oto za stołem i pomimo
wszystko żyją. Jak gdyby śmierć, która przeszła przez salę, zabierając przeznaczone dla niej
ofiary, wraz z nimi zabrała nadzieję ratunku, pozostawiając jakieś fatalistyczne otępienie i
obojętność wobec tego, co nieuniknione.
- A więc, jak mówiłeś, panie de Salm... - zabrzmiał prowokująco głos młodej kobiety.
Domagał się wprost komplementów i czułych słówek.
- Jesteś, pani, najbardziej zachwycającą istotą - posłyszała Tekla odpowiedz księcia de Salm.
Jak mogą? - mówiła sobie. - Jak mogą? W takiej chwili... Stoją przecież nad grobem... I
żadne z nich nawet się nie przeżegna. Czyż nie myślą wcale o Bogu? O wieczności?
Więzniowie tymczasem łączyli się w pary, w grupki, przechadzali się po refektarzu, szepcąc
miłosne zaklęcia, przyjaciele ściskali się za ręce, młode kobiety usiłowały dojrzeć swoje
odbicie w brudnych szybach, przeciętych kratami. Jedne poprawiały czepki, drugie, które nic
nie miały na głowie, przygładzały włosy, wysuwając na czoło czy na policzek jasny lub ciemny
pukiel. Obciągały suknie, obracały się jak przed zwierciadłem we własnej gotowalni.
Wydawało się Tekli, że wszyscy się znają, wszyscy są sobie bliscy i wszystkich coś łączy, tylko
ona obca. Obca i samotna.
- Coś taka smutna, panienko? - posłyszała w pewnej chwili. - Z tak śliczną buzią nie należy
się smucić!
Pochylała się nad nią młoda kobieta w eleganckiej sukni. Starannie ułożone kasztanowe
włosy o rudawym odcieniu pięknie odbijały od olśniewającej cery. Oczy - ciemnobłękitne czy
orzechowe? - Tekla nie mogła dojrzeć, taki cień rzucały powieki o długich rzęsach, które
zdawały się zbyt ciężkie, by odsłonić całą zrenicę.
Nie była piękna, ale miała jakiś czar nietutejszy - tak w myśli stwierdziła Tekla. - Jakby z innej
strony świata. Poruszała się też z owym nietutejszym wdziękiem. Miękko i bezszelestnie. Jak
kotka. Takie wrażenie odniosła Tekla, spoglądając w mieniące się jak drogie kamienie oczy
nieznajomej.
- Czy twój ukochany zginął? - Zliczna rączka dotknęła jej ramienia. - Nie martw się. Na te
ostatnie dni wybierz sobie innego. Patrz, ilu tu młodzieńców... A każdy tylko czeka...
- Och, pani - wyjąkała Tekla - nie opłakuję ukochanego, ale jestem sama, obca tu...
- Tu nie ma obcych - przerwała żywo dama. - Wszyscy jesteśmy sobie bliscy.
- Ale nie ja, nie ja! - wybuchnęła dziewczyna. - Nie mam nic wspólnego z Rewolucją...
Znalazłam się we Francji towarzysząc kuzynce. Aresztowano ją... To księżna Lubomirska.
Jestem Polką... Francuzi nie mają prawa więzić mnie...
- Nie mają prawa więzić nikogo z nas - przerwała surowo nieznajoma. - Wszystko, co się
dzieje, to bezprawie. Ale nie mamy na to rady... Podlegamy sile... Tak i ty, panienko... A teraz
otrzyj oczy - podawała jej pachnącą perfumami chustkę z hrabiowską koroną wyhaftowaną w
rogu.
Ta urocza dama nazywała się Róża de Beauharnais i była żoną generała, równie jak i ona
aresztowanego. Małżonkowie spotkali się w więzieniu. Nic ich jednak nie łączyło, żadne
uczucie, nawet zwykłe przywiązanie, jak stwierdziła Tekla. Generał, owszem, szarmancko
całował rękę żony, ale całe zainteresowanie kierował w stronę pani Delfiny de Custine,
niezwykle jasnej blondynki, której męża zgilotynowano pierwszego dnia pobytu Tekli w
więzieniu.
Wdowa przywdziała żałobę - w czerni było jej wyjątkowo do twarzy - i pozwalała się
uwielbiać przystojnemu generałowi, który co dzień wciskał jej do ręki płomienne liściki,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]