[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jako przyjaciel zaś i brat życzliwy sam do waćpana przychodzę, aby mu kompanji w areszcie dotrzymać. Ale widzę, że
niewiele ci się kompanja moja przyda, bo w księgach po uszy siedzisz i jak astrolog wyglądasz. Jakiemże to czytaniem
tak miłem waćpan się zabawiasz, że aż o służbie zapominasz ?
Rzekłszy to, pocznę oglądać te rozmaite srogie foljały, a uważam przy tem, że się Aksamicki uśmiecha, jakoby we
mnie profana niegodnego oglądał. Dziwne to były księgi, a każda miała tytuł zawiły jakoby sfinksowe enigma. Owo na
jednej wyczytałem De quinta Essentia, na drugiej Aurora philosophorum, a dalej były tam takie dziwaczne intytulacje,
jak: Philosophia occulta, Thesaurus thesaurorum i tak dalej. Na stole, przy którym Aksamicki pisał, leżała jakaś
okrutna księga czarna czyli manuscriptum pergaminowe najdziwniejszemi charakterami zapisane.
A owo co za monstrum czarnoksięskie ? pytam, śmiejąc się.
Gdybyś, mości rotmistrzu, wiedział, co jest w tej księdze odrzekł Aksamicki jakoby obrażony tobyś się może
nie śmiał. Albowiem to jest Clavicula Salamonis...
Jeśli to jest clavicula albo clavis cudowny rzekę ja teraz co nietylko mądrość Salamona, ale i serca otwiera,
tobym pragnął bardzo posiadać go także, abym sobie do serca waćpana drogę otworzył, bo mi tego bardzo potrzeba.
Przychodzę waćpana raz jeszcze prosić, nie jako starszy, ale jako brat i przyjaciel, abyś przecie dał posłuch
napomnieniu i porzucił konszachty z tym nieznajomym człowiekiem, który snać zmysły waćpana opętał i Boga z serca
wygnał. Już ja od długiego czasu waćpana nie poznaję; nie ten to Aksamicki, któremum z duszy zawsze rad był i
sprzyjał.
On nic nie odpowiadał na to, ale w zatwardziałem milczeniu siedział, uśmiechając się tylko.
A co do owego Zapatana mówię dalej to bodajby był gdzie kark skręcił po drodze, nim go na waćpana licho
przyniosło, bo choć Zawejda człek przesądny jest i niebardzo uczony, to bodaj czy racji on nie ma, że to kuzyn jest
Lucyfera... Powiedz mi waćpan, ku czemu to idzie i w co to godzi ? Wdajesz się waćpan w praktyki nieczyste, w
jakowąś magję czy alchemję, albo ja wiem, co w tem jest ale ta pewna, że, kusząc się tak o nadprzyrodzoną
mądrość, swój własny przyrodzony rozum postradasz, a na to jeszcze wyjdzie, że Boga się wyrzeczesz i wiary
świętej... Jam nie uczony, ani filozof, o tem waćpan wiesz, ale...
Tu Aksamicki mi przerwał, nie dając skończyć.
Wiem, wiem ozwał się ze śmiechem, jakby się ze mnie urągał i dlatego nie o swojej rzeczy rozprawiasz,
rotmistrzu! Dajmy chyba pokój!
Takowa pyszna odpowiedz rozgniewała mnie, więc, wstając, surowo się ozwałem:
Dobrze! Dajmy chyba pokój, mości panie Aksamicki! Dziękuję waćpanu, żeś mnie zreflektował, teraz to już o
swojej rzeczy mówić będę. Owoż słuchaj waćpan, ale bez śmiechu i przekwintów, a przeciwnie, z subordynacją, bo nie
mówię już teraz ani jako filozof, ani jako przyjaciel ale jako komendant waćpana. %7łeś waćpan zły przyjaciel, to
rzecz jest między Aksamickim a Narwojem, żeś waćpan zły katolik, to rzecz jest między Aksamickim a jego
sumieniem, ale żeś waćpan zły oficer, to rzecz jest między subalternem a rotmistrzem. Słuchajże, waćpan, panie
oficerze! Tym razem niechaj na areszcie pozostanie, ale na przyszłość, pomnij na to, od rygoru nie odstąpię, a
przypomnieć waćpanu potrafię, że krygsrecht egzystuje a artykuły wojskowe mają także walor! Albo więc waćpan
abszyt wez, radzę, albo aplikuj się, jak ci przystoi!
Kto wie, czy się nie stanie po woli waćpana odrzekł Aksamicki na to albowiem, jeśli dziś na lustracji nie
byłem, to dlatego, żem wczoraj od pana generała Korytowskiego urlop miesięczny otrzymał, a jeśli o urlop się
wystarałem, to dlatego, że po tym miesiącu abszyt sobie wezmę.
Kiedy tak, to już dobrze, powiedziałem na to ale zawsze to nie było ani podług przyjazni, ani też podług
regulamentu, że waćpan bez mojej interwencji i za mojemi plecami urlop wziąłeś, i o to się panu generałowi
przymówić potrafię. Mniejsza już o to, należysz waćpan teraz tylko nominalnie do mojej chorągwi, i dlatego też wartę
waćpanu zdejmuję i wolność zostawiam.
Rzekłszy to, szybko wyszedłem, bo gniew i żal kontenans mi odebrały.
Zaraz też, przyszedłszy do domu, napisałem list do ojca Aksamickiego do Warszawy, donosząc mu, jako syn jego w
towarzystwo nieprzystojne się dostał a z mojej opieki i wojskowej i braterskiej zarazem się umknął
i jako ja już teraz wszelką odpowiedzialność za dalszą jego konduitą od siebie odsuwam. Nic więcej uczynić nie
mogłem, jak tylko takim sposobem salwować własne sumienie.
Minęło tak ze dwa tygodni, a przez ten czas nic ani
o Aksamickim, ani o czarnym kawalerze nie słyszałem, umyślnie nawet wieści o nich unikając. Naraz powiada mi
Zawejda, że Aksamickiego wielki spotkał smutek, albowiem narzeczona jego, córka ormiańskiego kupca
Wartanowicza, o której już na początku tej powieści wspominałem, a dla której Aksamicki tak rad Warszawę opuścił,
bardzo ciężko na gorączkę zaniemogła, tak, że już prawie żadnych speransów życia niema. Ojciec, któremu była
jedynaczką, najsławniejszych lekarzy sprowadzał, a chirurg pana wojewody kijowskiego z Krystynopola, Styrneus,
który wielkiej famy zażywał, przez cały czas choroby ani na krok od łoża biednej dzieweczki się nie oddalił.
Wiedziałem dobrze, że Aksamicki najgorętszym afektem
i nad życie swą pannę miłował, więc też domyśleć się mogłem, w jakiej boleści a desperacji znajdować się musi;
umyśliłem przeto, żal i urazę zapominając, odwiedzić go w tem smutnem uciśnieniu, ale nigdy go w domu zastać nie
mogłem, bo swej chorej narzeczonej, jak mi powiadano, dniem i nocą nie odstępował. Zaraz mi to wpadło na myśl,
czemu też Aksamicki w tak ciężkiej przygodzie nie uda się o pomoc do owego Zapatana, w którego naukę lekarską ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]